wtorek, 30 grudnia 2014

卌 Chapter 6

Przez to całe zajście Iggy nie odzywała się do mnie już 3 dzień, jutro wigilia jak mam jej spojrzeć prosto w oczy? No jak? Mama cały czas była zabiegana w kuchni, taty oczywiście nie było, a ja siedziałam jak ten tępy debil i wpatrywałam się w ścianę przed mną, fascynująca była .. serio. 
- Lily, skończył mi się mak. - wow moja mama odezwała się pierwszy raz w tym dniu muszę przyznać, że robi postępy. - Proszę Cię, idź do sklepu. - nie czekałam tylko założyłam na swoje nogi czarne converse'y i już mnie nie było w domu. Zamiast mroźnej pogody, czy też może śniegu po kolana słońce dawało we znaki. Jest straszne duszno, nie do co w innych częściach naszego pięknego świata. 

Myśląc, nie myśląc weszłam do sklepu złapałam do ręki koszyk i co pierwsze zrobiłam było wejście w dział z żelkami. O tak! Coś co kocham, miałam też straszne dylematy, które mam wziąć ale postanowiłam, że wezmę obie. 
- Co ja to miałam jeszcze... no tak mak - walnęłam się z otwartej ręki prosto w czoło, po czym wyszłam z działu ze żelkami i weszłam w inny, gdzie spotkałam swojego wiernego przyjaciela. 

- No proszę, Jack i zakupy? Kto by pomyślał? - zaśmiałam się na co chłopak odwzajemnił mój czyn i musnął wargami mój policzek. 
- A no ja, wiesz mama chciała mak nie wiem na co - pokazał mi co trzyma w ręce i uśmiechną się szelmowsko. - A ty po co tutaj? Myślałem, że będziesz cały dzień leniuchować, albo chociaż mamie pomagać w przygotowaniach świątecznych. - podeszłam bliżej chłopaka i wzięłam z pułki to co miałam wziąć. 
- Widzisz, o ile dobrze widzisz też przyszłam po mak. - wrzuciłam potrzebny mi towar do koszyka i poszłam dalej. 
- Ojej, czyżby nasza Lilianka nie mogła się wyspać bo jej mama przeszkodziła. - zaśmiał się Jack, na co dostał przez łeb. - Hej za co to? - jęknął i pomasował miejsce w które go walnęłam udając, że to go bolało. 
- Nie zadzieraj ze mną, nie mam dzisiaj zbytnio humoru. - wzięłam jeszcze dwa kartony soku pomarańczowego i poszłam w stronę kasy.
- Hej.. - zaczął - Nie wiem co ci,ale wynika z tego, że albo dostałaś okres, albo ktoś nadepnął ci na odcisk, albo. .. - nie dokończył bo kiedy usłyszałam te słowa przerwałam mu.
- Jack! - wrzasnęłam na niego, nie patrzyłam czy ktoś się nami interesuje czy też może nie. - Jakiś ty dzisiaj dowcipny. - wyłożyłam na taśmę to co miałam do zapłacenia i czekałam za Jack'ime. 


- No wreszcie Lily - moja mam westchnęła na mnie głośno po czym jeszcze dodała. - Masz gościa - uśmiechnęła się do mnie niewinnie i pokazała mi ręką w stronę mojego pokoju. Czy ja myślę czy się mylę.. Proszę żeby to nie był on. 
- Kto tam znów przylazł? - zapytałam zrezygnowana mamę a ta tylko się do mnie uśmiechnęła, zachichotała pod nosem i weszła do kuchni. Po drodze do swojego pokoju krzyknęłam do mamy coś w stylu "Dziękuje mamo" I już byłam przed drzwiami swojego pokoju, kiedy nagle dostałam sms od Jack'a. Weszłam do pokoju zapatrzona na co usłyszałam od mojego towarzysza cichy chichot, popatrzyłam się na niego i nie mogłam się w ogóle mylić, to właśnie był Tristan.. 


Tylko czego on tak właściwie ode mnie chce? 


Popatrzyłam na niego i uniosłam pytająco brwi, na co tylko się uśmiechnął po czym mnie przytulił, odwzajemniłam ten gest bo gdzieś tam w głębi siebie czułam, że nie żartuje mówiąc, że jestem jego siostrą. 
- Lily.. - zaczął cały czas trwaliśmy w tym uścisku nie przerywając tego. - Strasznie się za tobą z tęskniłem. - odsunęłam się na moment i popatrzyłam w jego oczy, gdy następnie znów się przytuliłam do niego. 
- Ja też.. ja też Tris. - uśmiechnęłam się pod nosem, gdy po chwili do mojego pokoju wpadła mama i przerwała nam rodzinna "atmosferę" 
- Lily, zrobiłam wam herbatę do picia.. - nie dokończyła bo gdy na nas spojrzała uśmiechnęła się do nas i wyszła z pokoju. W końcu z Tristanem odczepiliśmy się od siebie i zaśmialiśmy się z nie wiadomo z czego. 
- No to teraz moja mama będzie myślała, że jesteś moim chłopakiem, albo coś w tym stylu. - ponownie zaśmialiśmy się z tych słów. - Chodź na tą herbatę bo ostygnie. - Tris jako gentelmen otworzył drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą, zbiegłam ze schodów i czekałam, aż mój braciszek postąpi w moje ślady, ale nie zrobił tak tylko zwlekł się z tych schodów tak wolno, aż myślałam, że mijają wieki. Wskazałam palcem, że ma udać się do salonu natomiast ja poszłam do kuchni po herbatę, nie chcąc rozmawiać z moją mamą na temat kto jest i w ogóle szybko wyszłam z pomieszczenia i udałam się do salonu, gdzie na kanapie zastałam Tristana. 


- O nie.. - jęknął Tris - Już jest tak późno, muszę się już powoli zbierać. Wstał powoli z kanapy, rozciągnął się i popatrzył na mnie. - Masz strasznie dobre samopoczucie, że nie chce mi się wracać do mojej bandy. - zrobił nagłos na słowo bandy. 
- Nikt cię nie wygania, przecież możesz zostać. - uśmiechnęłam się do niego pokazując rząd białych ząbków, na co zachichotał i pokręcił przecząco głową. - To chociaż daj mi się odprowadzić. - stałam z kanapy i udałam się na korytarz gdzie miałam swoje converse'y w panterkę, założyłam je i dopiero teraz zorientowałam się, że Tristan ma takie same. 
- Nie dość że rodzeństwo, to jeszcze się podobnie ubieramy się. - uśmiechnęłam się do niego i wbiegłam do mamy powiedziałam jej gdzie idę, ta tylko kiwnęła mi głową, że się zgadza i wyszłam już przed dom gdzie czekał Tris. 
- Czyli powiadasz, że masz jeszcze 3 kolegów z którymi mieszkasz. - wyszczerzyłam się i patrzyłam przed siebie. 
- O nie, nie, nie.. Nie będziesz zarywać do moich przyjaciół. - zaśmialiśmy się po czym ja dodałam za niego. - Nie no wiesz spoko, jeszcze mam czterech osobników, którzy są mega przystojni.. Taki na przykład Iwin, Hood, Clifford czy też może Hemmings. - teraz to mega , mega parsknęłam śmiechem nie wiem czemu w ogóle to powiedziałam, przecież.. a z resztą.


Pożegnałam się z Tristanem i szłam już w stronę swojego domu, co prawda było już ciemno i ulice były ciemne, te wszystkie zaułki były jeszcze gorsze niż w dzień, mój blondasek nalegał, że zawiezie mnie do domu bo nie chce, żeby mi się coś stało, ale zaprzeczyłam powiedziałam sama sobie dojdę nie potrzebuję już pomocy, ale teraz naprawdę się bałam.. 


Byłam już spory kawał od domu Evans'a, ale teraz jakbym się zgubiła. Nie wiedziałam w którą stronę mam iść. Szłam dalej nie patrząc przed siebie, chciałam zadzwonić do Tris'a ale nie zrobiłam tego. Nie zważając na te poczynania przyspieszyłam swój krok, ale osoba za mną również przyspieszyła. 
Zaczęłam biec, nie patrzyłam za siebie nagle na kogoś wpadłam spojrzałam przestraszona w górę i zobaczyłam znaną mi już czuprynę postawioną na żel. Luke patrzył na osobę, która za mną szła chwilę potem usłyszałam bieg.. na całe szczęście ten ktoś uciekł.. 
- Nie powinnaś sama chodzić o tej porze po tej dzielnicy.. - powiedział tak zimno, że na moich ramionach poczułam chłód. Cały czas tkwiłam w jego objęciach, odeszłam od niego potarłam swoje ramiona i szłam przed siebie. Nagle na swoich ramionach poczułam, jak Hemmings zakłada swoją koszulę. Spojrzałam na niego pytająco, chciałam mu ją oddać ale odpowiedział mi, że mi się ona bardziej przyda. 
- Dziękuje. - powiedziałam tak cicho, że prawdopodobnie tego nie usłyszał.. Czułam jego perfumy, strasznie pociągające one były, uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam przed siebie. 
Całą drogę spędziliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzało to nam, no .. bynajmniej mi. 

Byliśmy już pod moim domem, chciałam zdjąć jego koszulę na co Luke zachichotał pod nosem i pokręcił przecząco głową, uśmiechnęłam się pod nosem i pożegnałam się z Hemmingsem i popędziłam jak najszybciej do domu. na przywitanie od rodziców dostałam wiele, wiele pytań i takie tam. Weszłam do swojego pokoju i zasnęłam w ciuchach.. 



***


Następnego dnia, mama wbiegła do mojego pokoju budząc mnie przy tym niemiłosiernie. 
- Liliana wstawaj jest już 14! A o 16 mają przyjść goście. - ponaglała mnie, odsłoniła moje okno przez co do mojego pokoju wdarły się promienie słoneczne. - No już nie ma na co czekać.. wstawaj, wstawaj. Widzę, że ten twój kolega przyjechał do ciebie, no ale jak nie chcesz zejść to co ja się będę prosić. - Poderwałam się z łóżka i podeszłam do okna by upewnić się czy moja rodzicielka mówiła prawdę. No chociaż raz pozbyła się mnie z łóżka w taki sposób. 
- O matko to Tristan. - zbiegłam po schodach, otworzyłam mu drzwi zanim zadzwonił do nich. 
- Hej. - przytuliłam się do niego i popatrzyłam na niego teraz zobaczyłam, że ma ze sobą jakąś paczkę.. o cholera zapomniałam do niego kupić jakiś prezent na święta. 
- Ja tylko dosłownie na chwilę.. - uśmiechnął się i wręczył mi paczkę. - Proszę upominek ode mnie i przyjaciół. - wskazał głową na samochód w którym znajdowała się pozostała 4. 
- Wiesz, że nie musiałeś.. - uścisnęłam go i popatrzyłam na niego smutno.. - No ale wiesz ja nie mam nic do ciebie.. przez to wszystko zapomniałam.. 
- Nic nie szkodzi, wiesz nie lubię dostawać prezentów ja lubię je komuś dawać. - jeszcze raz się do mnie uśmiechnął i przytulił. - Bardzo chciałbym spędzić z tobą święta, tak jak to mi obiecałaś, ale jestem już zaproszony do państwa Ball.. nie mogę im odmówić.. ale to długa historia, może opowiem ci ją kiedyś. - Pożegnał się ze mną i nim się spostrzegłam ich samochodu już nie było pod moim domem. - No to ładnie... 


Właśnie nakrywałam do stołu tak jak to kazała mi mama, mój tata szykował się w sypialni, a moja mama chodziła jak jakaś katarynka. Biegała od ściany do ściany, od jednej półki do drugiej słuchając przy tym kolęd. Jak już wspomniałam może i nie, ja Liliana Evans nienawidzę świat, żadnych podkreślam żadnych. Nie obchodzą mnie zbytnio one, ale jak trzeba to trzeba.. 
Po nakryciu stołu, poszłąm do swojego pokoju przebrać się w czarną sukienkę, która była od góry skórkowa, a od dołu pikowana właśnie ją dostałam od Tris'a. Jednak chłopaki maja gust. Uśmiechnęłam się do siebie, zrobiłam sobie lekki makijaż, podkreśliłam oczy oraz wyprostowałam swoje długie brązowe włosy. 
Usłyszałam dzwonek co oznaczało, że goście już przyszli. Na swoje nogi jeszcze założyłam czarne lity i byłam już gotowa. Zeszłam na dół i spotkałam się ze spojrzeniem Iggy.. 

Obawiam się, że nie wybaczy mi tego wszystkiego...

Uśmiechnęłam się do niej co od razu odwzajemniła. Spojrzałam na jej włosy.. końcówki włosów były różowe..
Niezła stylizacja Iggy.. zaśmiałam się w myślach i podeszłam do nich.. No jak to zwyczaju.. modlitwa, dzielenie się opłatkiem.. ble ble ble.. wiecie sami.. 


Po zjedzonej kolacji rozdaliśmy prezenty, które znalazły się pod choinką.. 
Ja od rodziców Iggy dostałam książkę "Gwiazd Naszych Wina" od Iggy dostałam koszulkę "Green Day" i "AC/DC" + czarny lakier do paznokci. Iggy dostała ode mnie również koszulkę "AC/DC" lakiery do paznokci i plakat z jej ulubionym zespołem. Po tym udałyśmy się do mojego pokoju gdzie zaczęły się nasze rozmowy. 

Podeszłam do okna z poczynania, żeby je zasłonić, ale gdy zobaczyłam kto stoi pod moim domem.. 

No muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego...
Mimo tego uśmiechnęłam się pod nosem.. 


- Liliy coś się stało?


______________________________________________________________
OD AUTORKI
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! 
Nie dodałąm rozdziału w święta, bo kompletnie o nim zapomniałam.
Wybaczcie mi.. 
Chciałam, żeby było inaczej no ale.. sami wiecie.. 
We wigilie miał być ten rozdział, ale wiecie jak to wigilia.. -.-
W święta tego nie dodawałam bo wiedziałam, że tak czytak nikt tego 
by nie czytał, więc dodaje świąteczny rozdział teraz dzisiaj przed sylwestrem. 
No właśnie, to jest ostatni rozdział w tym roku.. 
Więc chce wam życzyć, wszystkiego co najlepsze w nowym roku. 
No i oczywiście, żeby 2015 był lepszy niż 2014.. ;33 
Oraz pianego Sylwka! ;** 
Dobra nie pisze nic więcej.. 
piszcie wasze opinie na temat tego rozdziału, chociaż wiem 
że spieprzyłąm ten rozdział... znaczy końcówkę.. A właśnie puki pamiętam.. 
jak wam się podoba wystrój bloga? ;3 Curly Angel, za zrobienie tego wystroju :* 

sooł.. DO ZOBACZENIA ZA ROK :D

 
 

niedziela, 21 grudnia 2014

卌 Chapter 5

NOTATKA POD ROZDZIAŁEM :) 


Nie wiedziałam co miałam zrobić.
Dowiedziałam się w nocy że mam starszego brata, na dodatek jesteśmy do siebie strasznie podobni.

I co ja teraz mam myśleć?
Co ja mam powiedzieć rodzicom?!


To znaczy co oni mają mi do powiedzenia?!


Nie zasnęłam w nocy, nie mogłam w ogóle spać.
Po głowie chodziły tylko te słowa.



,, Strasznie za tobą tęskniłem ,,



Chciałam się wybrać do Iggy, w końcu jej rodzice do mnie zadzwonili i kazali przyjechać, ale to jak najszybciej.
Nie czekałam tylko pośpiesznie ubrałam na siebie jakieś rzeczy i wybiegłam z domu.
Rodzice coś tam do mnie krzyczeli, jakoś nie chce mi się z nimi rozmawiać.


Tristan.. skąd ja cię kojarzę?


Te pytania chodziły mi po głowie. Miałam dziwne wrażenie, że już go gdzieś kiedyś widziałam, lecz nie byłam pewna..
Dzisiaj miałam ochotę na spacer, ponieważ nie miałam daleko do szpaitala, zaledwie jakieś 15 minut.
Dzisiejszy dzień dawał we znaki, było strasznie gorąco, a ja nie związałam włosów tylko pozostawiłam je rozpuszczone. Na całe szczęście miałam swoje czarne RayBan'y, założyłam je i nie patrząc co się dzieję przed mną uderzyłam w kogoś.

Myślałam, że upadnę na chodnik czy coś w tym stylu, ale ktoś trzymał mnie w żelaznym uścisku. Gdy spojrzałam w górę miałam ochotę uciekać jak najdalej.
Ale czy aby napewno? Nie było takiej potrzeby.. chyba.
Moim jak by to można nazwać.. ,, bohater ,, został jeden z kolegów Luka, tylko nie jestem pewna jak on ma na imię.


- Dziękuję. - Powiedziałam mało słyszalnie, ale jak do niego to na dosyć głośno.
- Nie ma za co. - Uśmiechnął się przyjaźnie na co automatycznie zrobiłam tą samą czynność co on.
- Nie zdążyłem przedstawić się. - zaczął - Jestem Ashton, niestety albo stety przyjaciel Hemmo. - Odeszłam od niego na bezpieczną odległość i wtedy za nim dostrzegłam jeszcze 3 sylwetki które zbliżały się do nas.

- Ashton! Lepiej uważaj bo jak by cię Tris zobaczył przy jego .. teraz największym skarbie, to ci nogi z dupy powyrywa. - Boże ile on razy może zmieniać kolor włosów? Jeszcze wczoraj miał zielone.

- Mike, weź przestań.. my tylko gadamy, prawda? - ostatnie słowa skierował do mnie, gdy pozostała trójka podeszła odeszłam od nich jeszcze dalej niż stałam wcześniej.

- Oj no, ale sie nas nie bój. - Hood, powinieneś wiedzieć, że jesteś na mojej czarnej liście, tak samo jak i reszta. Wywróciłam oczami na jego słowa.
- Hemmings! - ktoś krzyknął na Luka, nie wiem kto bo ten głos nie był mi jeszcze znany.. dziwne c'nie?

Teraz dopiero, kiedy podeszła do nas osoba która krzyczała na Luka, okazała się że ma na imię Tristan.. 


Braciszek chciał uratować siostrę? Sama umiem się obronić 


Na jego słowa prychnęłam pod nosem, przez co nie obyło się od cichych śmiechów chłopaków. 
- Nie mam ochoty na żadne rozmowy.. - powiedziałam i zaczęłam powoli od nich odchodzić. - Niestety spieszę się, i to bardzo. - zaczęłam uciekać jak najszybciej od nich, dzieliły mnie od wejścia zaledwie kilka metrów już. Gdy już miałam wchodzić do środka na swoich biodrach poczułam czyjeś ręce, zaczęłam się szarpać ale nie było mi to dane.
- Ludzie czy wy nie możecie mnie zostawić? - zapytałam podirytowana.  
- No to już z bratem nie chcesz porozmawiać? - spojrzałam na Tristana i widziałam jaką robi smutną minę.. Boże ja nie wiem co ja mam o nich wszystkich myśleć.. Luke jest w gangu, ale za to przystojny.. Teraz okazało się, że mam brata, który też jest w tym całym bagnie... No ludzie no! 
- Nie.. - westchnęłam - Teraz nie mogę spieszę się do przyjaciółki - wskazałam na szpital i dodałam  - Naprawdę kiedy indziej. Weszłam już bezpiecznie do budynku i pokierowałam się na to piętro na, którym leżała Iggy. Już widziałam, że przed jej salą nikogo nie było czyli musieli być w środku - pomyślałam sobie tak i podeszłam bliżej. Widziałam przez szklane drzwi jak jej rodzice się cieszą na widok swojej córki która się wybudziła, westchnęłam z ulgą jak zobaczyłam że nic nie jest Iggy, nie przeżyłabym tego mimo iż znamy się nie za długo to i tak mogę wiedzieć, że można jej zaufać. 


Iggy zauważyła, że stoję przed jej salą i się do niej uśmiecham.
Czy cieszyłam się w tej chwili? 

Taki i to cholernie! Moja przyjaciółka jest już naprawdę można powiedzieć zdrowa? 
Znaczy już na pewno z nią okay. 
Jej rodzice wyszli ze sali z wielkimi uśmiechami, i worami po oczami co tylko oznaczało, że przez kilka dobrych godzin nie spali. 
- Liliana, Iggy chce z tobą porozmawiać. - skinęłam głową i weszłam do pomieszczenia zamykając za sobą wielkie szklane drzwi. 
- Iggy! Ale mi napędziłaś stracha! Chcesz, żebym dostała zawału?! - usiadłam obok niej na krzesełku i wpatrywałam się jak w obrazek, była taką ciekawą istotką dla mnie jak nie wiem co. 

- Lily spokojnie.. nie chciałam ciebie martwić, nie kazałam też rodzicom mówić, chciałam ci sama to osobiście powiedzieć. - złapała mnie za rękę i popatrzyła mi w oczy. - Posłuchaj mnie uważnie. - zaczęła - Mam raka.. raka tarczycy.. nie chciałam ci tego mówić bo nie wiedziałam, czy mogę Cię nazwać przyjaciółką, znajomą, czy bóg wie co jeszcze. - otworzyłam szeroko oczy i nie dowieżałam co ona do mnie mówi. 
- Jak to..? Ty masz raka... - nie wiedziałam w ogóle co mam mówić. 


Najpierw Tristan, teraz jeszcze dowiaduję się, że moja przyjaciółka ma raka.. 
Nie to na pewno jakieś bajki.. 

Iggy nic nie odpowiedziała, patrzyła się w jakiś punkt przed sobą. 
- Wiedz.. Iggy, że zawsze możesz na mnie liczyć i to naprawdę, nie zostawię cię. - uśmiechnęłam się do nie i zaczęłyśmy rozmowy o różnych pierdołach, nie chciałam jej na razie mówić o czym się dowiedziałam, dowie się w swoim czasie. 


***

Od wyjścia ze szpitala Jonas minęło już półtora miesiąca, nie miałam przez ten czas do czynienia z Lukiem i jego przyjaciółmi, oraz z Tristanem.. Podejrzane, ale przynajmniej miałam spokój, mogłam ten czas spędzić z Iggy w końcu za kilka dni będą święta. 
- Jak tam przygotowania do świąt? - kolejne pytanie padło z ust Jonas, robiłyśmy małe zakupy na wigilię, co prawda nasze rodziny miały je spędzać razem, ale tak czy siak trzeba kupić jakieś prezenty. - Lily co ja mam ci kupić na te święta. - była dzisiaj strasznie denerwująca, nie wiem z jakiego to powodu, ale jak dla mnie to za dużo nałykała się tabletek. 
- Iggy spokojnie..przecież dobrze wiesz jak przygotowania do świąt, opowiadałam ci.. a na święta możesz mi kupić książkę "Gwiazd Naszych Wina" - uśmiechnęłam się do niej najładniej jak tylko mogłam. 
- Lily... oglądałaś ten film tyle razy, po co ci książka? - zapytała zirytowana, nie wiem co jest takiego złego w tym ten film jest znakomity. 
- Ja nie wiem w ogóle o czym ty mówisz.. - gdzieś tam w oddali na ulicy dostrzegłam Tristana ze swoim kolegą.. niech to szlag zauważyli mnie..
- Iggy, wiesz co ten sklep jest bardzo fajny.. - pchałam blond włosom dziewczynę w stronę jakiegoś sklepu, nie patrzyłam jaki to sklep weszłyśmy do niego pośpiesznie jak tylko mogłam. 
- Dlaczego weszliśmy do sklepu z garniturami, i dlaczego pchałaś mnie? - o cholera zaczęła coś podejrzewać. - Co tutaj się dzieję? - zapytała, w tym momencie drzwi do sklepu się otworzyły, a ja tylko modliłam się aby to nie był mój brat, moje ciśnienie momentalnie wzrosło. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam kto to wszedł, o dziwo kilka znanych mi twarzy było.. wiecie "koledzy ze szkoły" odetchnęłam z ulgą i spojrzałam przez okna sklepu. 
- czysto - powiedziałam sama do siebie i wyszłam ze sklepu jak gdyby nigdy nic, nie zorientowałam się kiedy dołączył do nas mój brat. 


- Czy to tak ładnie uciekać i chować się przed własnym bratem?
  Iggy stanęła jak wryta i nic więcej nie powiedziała.. 
 Obawiam się że będę miała kłopoty i to wielkie.. 

________________________________________________________________



OD AUTORKI;
Przepraszam was serdecznie za to, że nie dodawałam 
rozdziałów przez ponad 4 tygodnie.. 
ale to brak weny na rozdziały. 
tak jak napisałam we wiadomości dla was, 
postaram się nadrobić to, teraz tak naprawdę powinien być 
9 rozdział a jest dopiero który...? 
No tak 5.. 
Wiem naprawdę, ten rozdział mimo tego że jest do dupy,
to jeszcze krótki ;cc 
Ale postaram się poprawić :))
Sooł.. Do następnego! :D 




wtorek, 16 grudnia 2014

卌 Wiadomość

Przepraszam, że nie dodaje rozdziału, ale nie mam zbytnio czasu na pisanie....
Wiecie teraz te święta.. 
Jak się uda postaram się dodać 23 przed wigilią i we wigilii, lub nawet jakoś w tygodniu, żeby nadrobić t stracone rozdziały. ;cc 
Jeszcze raz was przepraszam i obiecuję, że wszystko nadrobię! :))

poniedziałek, 24 listopada 2014

卌 Chapter 4


Przypominam wam o komentarzach :) 
___________________________________

SOBOTA

Jestem strasznie nie wyspana, czuję pod sobą kogoś. 
Ni to twardo, ni to miękko. 
Otwieram oczy patrze kto to,a tu znajduję się cała nasza paczka. 
Lily, Josh, Sam, Ben, Mickey, Nicki oraz Jack, nie wiem jakim cudem znalazłam się na nim, ale mniejsza o ten szczegół. 
Wszyscy byliśmy porozwalani, na krzesłach, podłodze oraz niektórzy leżeli na sobie tak jak ja i Jack. 
Podeszłam do szklanych drzwi i zobaczyłam w nich swoje odbicie oraz Iggy.. 
Wyglądałam tragicznie, rozmazany tusz, włosy w każdą inną stronę, nieświeży oddech i te rzeczy które nie zostały zmienione. 
Podeszłam do swojej torby chwyciłam za swój portfel i poszłam w stronę automatu, który znajdował się na końcu korytarza.
Kupiłam sobie kawę, nagle poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. 
Wystraszyłam się i odskoczyłam na co moja kawa również zareagowała, wylała mi się trochę na rękę. 
- Liliana spokojnie, to tylko ja. - usłyszałam znajomy mi już od kilku dni głos, do którego strasznie się przyzwyczaiłam.
Spojrzałam na Jacka i lekko się uśmiechnęłam. Upiłam dwa łyki kawy, a resztę dałam Jack'owi. 
- Nie chce, ty lepiej wypij postawi cię na nogi. - powiedział przecząco kręcąc głową. 
- Masz, nie chce już.. - powiedziałam i podałam mu kubeczek - Jest dla mnie za mocna, uwierz że te dwa łyki postawiły mnie już na nogi. - dodałam. Jack bez kłopotu wypił całą zawartość kubeczka, nie patrzył na to czy była gorąca czy też nie, skrzywił minę i popatrzył na mnie. 
- No faktycznie mocna. - objął mnie przyjacielsko ramieniem i poszliśmy do reszty. Każdy powoli dochodził do siebie i orientował się gdzie tak naprawdę są. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy się z nimi, chwilę po tym dołączyli do nas rodzice Iggy. 
- Liliana? Jack? Lily? Ben? Sam? Mickey? Nick? Co wy tutaj robicie? Powinniście być w domu i odpoczywać. - powiedziała z zamartwieniem w głosie. - Liliana, twoi rodzice ciebie szukali, martwią się o ciebie. - podeszła do mnie i mnie przytuliła. - Jedźcie do domu, odpocznijcie i zróbcie swoje sprawy jakie macie. Przez najbliższy czas, Iggy i tak będzie nieprzytomna... Nie wiadomo w ogóle czy z tego wyjdzie. - Pani Jonas rozpłakała się w moje ramię, przytuliłam ją i dałam jej tyle otuchy ile ona jej potrzebowała. 
- Nie zostawię jej tutaj samej, i pani też - powiedziałam półszeptem, na co kobieta się na mnie popatrzyła i odsunęła lekko. 
- Nie zostanie przecież sama, ma nas. - otarła swoje łzy które spływały po jej policzkach i dodała. - I tak byliście tutaj wystarczająco długo, gdyby coś się działo będziemy do was dzwonić, ale teraz naprawdę już jedźcie. - uśmiechnęła się do nas słabo i popatrzyła na Iggy. 


Aktualnie leżę w łóżku i strasznie się nudzę, nie ma przy mnie Iggy, Lily nie chciała przyjechać bo ma coś ważnego do zrobienia, Sam pojechała gdzieś ze swoją mamą, a chłopacy? Oni z nimi tak jakoś się jeszcze bardzo nie zaprzyjaźniłam.
Weszłam na facebook'a i tak jakoś każdy z naszej szkoły tego kogo miałam w znajomych, pisał tylko to samo ,, nie zapomnijcie, dzisiaj godzina 20.30,, o luju o co tutaj chodzi? 
Wylogowałam się z fb, odłożyłam telefon na półkę obok mojego łóżka ale zaraz po tym dostałam wiadomość. 
Odczytałam ją a tam znajdowała się ta sama godzina co każdy pisał, prawdo podobnie jakaś nazwa ulicy i na końcu nie spóźnij się. 
Nie wiem od kogo ten sms, nie znam tego numeru, nie mam go zapisanego w ogóle. 
Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 14.. 
Dopiero? 
Chciałam się przespać tylko nie wiem czy było mi to dane, i tak za chwilę mama weszłaby do pokoju i krzyczała. ,, Liliana wstawaj na obiad ,, 
Tak.. 
Czasami to ich nie ogarniam, chciałabym mieć straszą siostrę, albo chociaż starszego brata. 
Mogłabym z nim pogadać itp.. 
A tak? 
Nic, sama do siebie mam gadać? 
Ludzie pomyśleliby, że jestem psychicznie chora, albo coś w tym rodzaju. 
Zaśmiałam się pod nosem i zeszłam na dół gdzie, już prawdo podobnie czekał obiad. 



Byłam strasznie ciekawa, co się będzie działo się o godzinie podanej o której aż huczy w internecie, na portalach społecznościowych. 
Chciałam się bardzo dowiedzieć co to będzie, ale moim przyjaciołom zachciało się imprezowania.. 
Nie to że nie lubiłam imprez.. 
Wręcz przeciwnie, ja je uwielbiałam lecz dzisiaj miałam inne zamiary, które się nie spełnią. 
Ubrałam się w luźne rzeczy i czekałam tylko na moich przyjaciół aż zaszczycą mnie swoją obecnością w moim domu. 
Nie czekałam na nich długo gdyż po jakiś 10 minutach rozbrzmiał się dźwięk domofonu. 
Krzyknęłam rodzicom ,, Wychodzę nie dzwońcie, mam klucze w razie co,, i wyszłam. 
Przywitałam się ze swoimi przyjaciółmi poraz kolejny w tym dniu i teraz już byliśmy w drodzę.. nie znaniej mi.No ale najwidoczniej moi przyjaciele mi na to nie pozwolą.
Tak myślę.

Kazali ubrać mi się w jak najluzniejszę rzeczy, no wiec co?
Ubrałam na siebie luźnym t-shirt z napisem NIRVANA, i do tego moje szare dresy ,,wyjściowe,, jeszcze tylko lekki makijaż i jestem gotowa.
Zeszłam na dół z propozycją napicia się soku, ale nie zdążyłam otworzyć lodówki a już usłyszałam dźwięk domofonu, oznajmujacy że ktoś przyszedł.
Otworzyłam drzwi, a moim oczą ukazał się Mickey.

Czy już wam wspominałam, że jest przystojny?
Przywitałam się z nim poraz kolejny w tym dniu i wyszłam z domu. Ciekawość zrzerała mnie od środka.
Nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie dokładnie jedziemy, byłam zmuszona siedzieć przez niecałe 25 siedzieć w zamyśleniu.
Teraz sobie przypomniałam



Która glupia przyjaciółka zostawia ją dla jakiejś glupiej imprezy?! 
Niestety chyba tylko ja.



Dopytywałam się jeszcze przez kilka dobrych minut Jack'a gdzie mnie zabierają lub wyworzą, ale zero reakcji jak by mnie tam nie było.
Nie coś gadali o jakimś Tristanie i jego spółce, że może pokonać Hemmo.

Tylko do cholery jasnej kto to Hemmo i ten Tristan?!
Nasza wycieczka zakończyła się przy jakimś starym torze, był jak na to wygląda opuszczony.
- Musiałam siedzieć prawie 30 minut w samochodzie, na dodatek pełnym debili żeby przyjechać na jakiś jak dla mnie opuszczony smietnik? - Zapytałam z obrazą w glosie.
- Lili nawet nie wiesz co ty mowisz, zobaczysz ze ci sie jeszcze spodoba. - Jack objął mnie ramieniem i poszliśmy w stronę toru. Zaraz, chwilunia..

A gdzie jest Nicki i Ben?
Zaczęłam się rozglądać dookoła w poszukiwaniu jakiegoś szczęścia, nie wiem czemu.
Nagle automatycznie się zatrzymaliśmy i przed nami stały dwa cudenka które tak kochałam.. znaczy to jaki wydają dźwięk przy przyspieszaniu i jak na nich jeżdżą.


Dopiero na nich zobaczyłam Nicki'ego i Ben'a.
- Witaj Liliano Evans, na swoich pierszych w tym życiu nielegalnych wyścigach. - Zaśmiał się wesoło Mickey. Gdzieś tam widziałam w oddali chodzacego Hemmingsa i jego przyjaciół. Nie wiem czemu ale uśmiechnęłam się pod nosem na ich wspomnienie.
- Okay. - Powiedziałam - Teraz możecie mi powiedzieć o kim tak gadaliscie w tym samochodzie... No wiedzie jakiś Tristan i Hemmo? - wszyscy zrobili na mnie dziwne miny i zasmiali się.
- Emm... jestem tutaj pierwszy raz, sooł.. -  skrzyzowałam ręce na wysokości piersi i popatrzyłam w ich strone.
- No fakt, faktem.. Jesteś pierwszy raz... Więc, Tristan to odwieczny wróg Hemmo, a Hemmo jego. - Zaczął tłumaczyć Nicki. - Natomiast Hemmo to jest idiota Hemmings - pokazał ukratkiem na Luka i jego przyjaciół. - Natomiast tam ten - teraz pokazał na wysokiego jak na mnie to o półtorej głowy ode mnie wyższego blondyna który przyglądał mi się zaciekawieniem - To jest Tristan Evans. - Zaraz.. czy to nie jest czasami zbieg okoliczności? Evans..



Idiotko dużo osób może nazywać się tak samo jak ty!


- Chodzą też pogłoski, że dzisiaj miała się zjawić na wyscigach jego zaginiona siostra. - Dodała Lily. No nieźle, ale to nie jestem ja. Pewnie jest jeszcze jakaś dziewczyna która się tak nazywa..


*
*
*



Wyscigi wygrał Luke, kolejny był ten Tristan, a zaraz po nich równo na mete wjechał Nicki i Ben.
- Nieźle wam poszło. - Podeszłam bliżej Nicki'ego i Ben'a ucałowałam ich policzki po czym wyszczeżyli się do mnie.
- Ale, i tak ja byłem przed tobą. - Mogę przyznać że zachowują się jak banda przedszkolaków.
Nagle przeszło po mnie takie dziwne uczucie, że ktoś się na mnie patrzy. Obruciłam się w tył i zobaczyłam Luka jego przyjaciół, oraz tego kolejnego blondyna... jak on miał? Tristan.. o tak!
Nie zgadza się jedno dla mnie.
Dlaczego wróg z wrogiem gada? To jest dla mnie niepojetę, ale chyba tego nigdy niepojmę.
Gapili się na mnie jakbym była jakaś wystawą w muzeum.
Nie zwracajac uwagi na to wróciłam do swoich przyjaciół.
Śmialiśmy się w dobre, kiedy za sobą usłyszałam czyiś głos.



- Czy ty jesteś Liliana Evans? - odwruciłam się, zobaczyłam Tristana jakiś trzech kolesi z nim, natomiast zaraz obok Luka, Caluma i pozostała dwujkę plus na dodatek to że dookoła nas było mnustwo ludzi.
- Tak?.. - powiedziałam niepewnie, na co chlopak sie tylko uśmiechnął. Chwilę potem poczułam jak czyjeś silne ręce mnie obejmują.




- Nareszcie cię znalazłem.. - tak to był Tristan. - Strasznie za tobą tęskniłem.


_______________________________________________________________


OD AUTORKI:
Szczerzę? Sama nie wiedziałam że tak będzie.. 
Nie pomyślelibyście, że może pojawić się The Vamps :)
Nie mam nic do was, żadnych ogłoszeń.. 
Sooł... Do następnego :)


wtorek, 18 listopada 2014

卌 Chapter 3

PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI GDZIEŚ BĘDĄ! :))
____________________



Kolejny dzień trzeba wstać do szkoły.
O boże!
Nienawidzę szkoły jak prawie każda osoba.
No powiedzcie mi szczerze, chce wam się wstawać o 6.00 rano i szykować się do tej pieprzonej szkoły jak i tak się niczego nie nauczysz...
Jak dla mnie do chore, ten który wymyślił szkołę musiał być naprawdę niezłym geniuszem.
Na całe szczęście to już piątek i 2 i pół dnia można tak powiedzieć wolnego. Dzień jak co dzień wstałam zrobiłam te najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam do szkoły, niby dzisiaj nie miało być nic ciekawego i w ogóle, no ale jak miałam się nudzić sama w domu to wole iść ponudzić się w szkole, po za tym miałam się spotkać zaraz po zajęciach z Iggy i ,,naszą paczką,, 

Szczerze nie miałam na to ochoty, no ale nalegali mnie i pod jakimś pozorem im uległam. 

Strasznie dziwne, gdy zajechałam pod szkołę nikogo nie było na parkingu, na trawniku przed szkołą żadna osoba się nie wylegiwała, na boisku też ani jednej żywej duszy, nawet żadnych odgłosów nie było słychać w szkole.. dziwne..
Zakluczyłam swój samochód pilotem a klucze od auta w rzuciłam gdzieś na spód mojej torebki.
Gdy weszłam do szkoły zobaczyłam tylko kilku uczniów na korytarzu, nie znałam jeszcze ich za dobrze, ale mogłam stwierdzić że byli oni z młodszych klas.
Ale coś zaniepokoiło mnie w ich zachowaniach, jakoś dziwacznie się zachowywali.. 
Jak by to były jakieś roboty lub coś w tym rodzaju. 
Spojrzałam na swój plan i ewidentnie miałam teraz mieć w-f, ale dlaczego nikogo nie było na tym popieprzonym boisku?
Dlaczego nikt nie robił rozgrzewki?
I dlaczego taka głucha cisza panuje w szkole?!
Naprawdę, to staję się naprawdę dziwne.
Nie czekała tylko poszłam do szatni z zamiarem przebrania się na w-f i pójściem na niego.
Nie chciało mi się dzisiaj naprawdę nic, już chciałam powiedzieć że zapomniałam stroju no ale i tak by się od kogoś znalazł, więc po co kłamać?
Już zawiązałam buty, kiedy usłyszałam krzyki z sali gimnastycznej. 
- O cholera! - powiedziałam pod nosem i popędziłam szybko jak tylko mogłam na salę. 
Drzwi od sali było lekko uchylone a wszędzie były ślady krwi, otworzyłam szeroko usta i już chciałam krzyczeć ale szybko zatkałam usta dłonią. 
Do moich oczu napłynęła momentalnie tsunami łez, zmył mi cały makijaż. 
W przeciągu minuty wyglądałam jak jakieś widmo, ale jeszcze lepiej jak jakaś czarownica. 
Zauważyłam leżącą Iggy, która chciała się podnieść.. 
Nie miała tyle siły, usłyszałam jeden, drugi i trzeci strzał.. 
Krzyknęłam! Chciałam podbiec do niej i ją jak najmocniej przytuli, i myślałabym, że to coś da.. 
W połowie drogi znów usłyszałam strzały, tym razem to ja padłam na podłogę.. 
Kolejne trzy strzały.. 
Moje powieki stawały się strasznie ciężkie.. 
Osoba która wykonała strzały nachyliła się nade mną, lecz nie miałam tyle siły by na nią popatrzeć i już odpłynęła 

NA DOBRE.. 


Obudziłam się cała zalana potem.. 
Spokojnie Liliana to tylko był zły sen, teraz wiesz że nie możesz oglądać horrorów sama.
Ten sen był bardzo realny nie dosyć, że dzisiaj miałam na pierwszej lekcji w-f tak jak w tym powalonym śnie.. 
A co jeśli tak się stanie?! 
Co jeśli, to jest mój ostatni dzień w moim życiu?!
Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 5.45, nie było mi już dane zasypiania, gdyż, iż, ponieważ za 15 minut miałam wstawać.
Wstałam w stanie żółwia z łóżka, podeszłam do szafy i wybrałam jakieś rzeczy, nie zważając na to jaka jest pogoda, wzięłam czarne rurki z dziurami, do tego bluzka z Nirvany, czarne vans'y a włosy upięłam w kucyka. 
Weszłam do łazienki i miałam taką chęć wzięcia sobie zimnego, wręcz lodowatego prysznicu, no ale jestem nieraz takim leniem że nie chce mi się nawet takiej prostej rzeczy zrobić jak ta. 
Umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż oraz założyła swojego kolczyka we wargę, czyli moją kochaną i najszczęśliwszą czarną podkowę (nie pytajcie dlaczego).
Zeszłam na dół i zrobiłam sobie ciepłą herbatę, ale może powinnam wypić coś zimniejszego? 
Z jednej strony było mi cholernie zimno, a z drugiej cholernie gorąco. 

Takie życie Lili.. 

Zajechałam pod szkołę i było tak samo jak w moim głupim śnie. 
Wyszłam ostrożnie z auta, po czym zamknęłam go pilotem i rozejrzałam się dookoła. 
Nie no o tej godzinie co ja przyjeżdżam do szkoły wszyscy już coś robią przed dziedzińcem szkoły, a tu przywitała mnie głucha cisza.. 
Może powinnam się bać?
Po tym jak zastałam otwarte drzwi domu i ten liścik, to jest jak fragment z horroru. 
Na całe szczęście weszłam do szkoły a tam trwał straszny harmider, nie wiadomo co się stało. 
Wszystko działo się tak jakby wybuchła bomba! 
No i Wszystko eksplodowało.. 
Sprintem przebiegłam całą szkołę, żeby dostać się do szatni a tam na całe szczęście zastałam żywe, całe ani draśnięte roześmiane dziewczyny i kilku chłopaków, między innymi Jack, Josh, Mickey, Ben i Nicki. 
- O nasza spóźnialska się odnalazła. - zaśmiał się uroczo Nicki i uśmiechnął się do mnie. - Zaspałaś czy co? - dodał 
- Jaka spóźnialska? Przecież jestem na czas tak? - przywitałam się z chłopakami ale nigdzie nie było Iggy. - A gdzie jest Iggy? - zapytałam. Mówiąc szczerze jak nie było Iggy to się tak jakoś dziwnie czułam. 
- Nasza Jonas, jest chora na ćwiczenia zręcznościowe i tak wiesz nie przyszła. -  powiedziała właśnie... jak ona tam miała chyba Rose.
Wiem że jest tak tępa co mój nuż do krojenia chleba, jest blondynka ale przefarbowała się na brąz. 
Wiecie żeby sobie nie myśleli że jest jakaś inna od nas.. 
Ale okay. 
- Dla twojej wiadomości Rose, to Iggy jest chora. Ma gorączkę, bóle gardła i z tego co mi jeszcze wiadomo wymiotuje. - Jack, najwyraźniej był na nią stanowczo zdenerwowany, ja nie wiem czy ona naprawdę taka jest czy tylko udaje, ale wiem jedno że nie podoba się Jack'owi ani żadnemu chłopakowi z ,,naszej paczki,, tak mi mówili. 
Teraz dziewczyny tak zwane ,,pierwszaki,, mają szał na ,,świtę Hemmingsa,, 
Tsa.. 
- Jak to chora?! Z kim ja będę siedzieć na lekcjach?! - zapytałam oburzona, wiem że znajdzie się jakaś osoba, każda by chciała ze mną siedzieć. 
W przeciągu kilku dni wyrobiłam sobie w tej szkole niezłą renomę.
Tylko ten nauczyciel od biologi.. 
No wyszło jak wyszło, nie była to moja wina, lecz głąba numer 1 Luka Hemmingsa i głąba numer 2 Caluma Hooda! 


UGH! Idioci   

Dzwonek.. zapraszający uczniów na poszczególne zajęcia..
A mnie zapraszający na wychowanie fizyczne.. Taaak! jak ja to kocham (kocham sarkazm.. strasznie) 
Nie miałam czasu przez tą przerwę na przebranie się, nie czekając ani nie patrząc na to że w szatni znajdują się chłopacy (prędzej czy później tak czy tak zobaczyliby mnie w stroju kąpielowym) przebrałam się w strój sportowy, założyłam swoje air max'y, popatrzyłam na przyjaciół którzy mieli otwarte buzie. 
- Nie chce wam nic mówić, ale zaraz każdemu po kolei wleci mucha. - popatrzyłam na nich z uśmiechem i wyszłam ze szatni, gdzie poszłam na boisko. 
- No dzisiaj się wam upiekło, nie będziemy robić ćwiczeń zręcznościowych. - powiedział trener zapatrzony w jakieś kartki. 
- Ehem.. przepraszam, a co będziemy robić? - Zapytała Rose, nie wieże że każą przychodzić w takich bluzkach z takim wielkim dekoltem na lekcje.
- Jak to co? Hall nie ośmieszaj się, proszę! Dzisiaj będziecie grać w piłkę nożną, tak jak i chłopacy. - o jacie! Nie wiedziałam że od mojej dawnej szkoły wpuszczą nas na boisko, żebyśmy mogły sobie pograć w nogę...
Jekja ale się jaram! Aham, a czy wam też wspomniałam że Hemmings i jego kumple też są z nami na lekcji? 
- Co?!Ja nie będę grała w tą popieprzoną piłkę nożną, niech pan sobie to wybije z głowy. - Ojojoj, ktoś nie wykonuje polecenia nauczyciela.. 
- W takim razie nasza księżniczka Hall, będzie całe dwie godziny biegać, gdyż obie lekcje gramy, więc wybieraj Rose. Grasz i się trochę męczysz, czy może męczysz się całe dwie godziny i przerwę nad bieganiem. - powiedział zafascynowany trener. Oczywiście że ja wybrała bym piłkę nożną, ale jak woli sobie pobiegać to proszę bardzo, tartan czeka. 
- Pff.. gdzie tu sprawiedliwość? - powiedziała pod nosem, na co trener nic nie powiedział tak jak by ma na nią totalną wylewkę. 
- Dobrze drużyny będzie wybierać.. - spojrzał na chłopaków i powiedział - Hemmings i Blue, przypominam że wybieracie czterech chłopaków i jedną dziewczynę, Hemmings zaczyna. - rzecz jasna jestem pewna że żaden mnie nie weźmie, ale jak by miał mnie ktoś wziąć to wole Jack'a. 
- Ash, Mike, Cal, Fred i.. - popatrzył na wszystkie dziewczyny zatrzymał się na mnie i na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek. - I Liliana. - nie wiedziałam co mam powiedzieć, zamurowało mnie. Podeszłam do ich grupy i popatrzyłam na Jack'a przepraszająco, na co uśmiechną się do mnie przyjaźnie i wybrał swoją ekipę. 
- Dobrze a więc resztę podzieli się jakoś i wygrana drużyna będzie grała z kolejną. - powiedział trener i podał nam piłkę, już mi się nie chciało grać ale nie poddam się i pokażę im jak to się gra w Polsce i innych miejscach tam gdzie mieszkałam. 
- Mam nadzieje Evans, że grasz tak dobrze jak wyglądasz. - Hemmings klepną mnie w jeden z moich pośladków i dodał - Bo jeśli nie to będę musiał ciebie wymienić na Rose, ale ona jest tak tępa, że nie wiem co to piłka. - zaśmiał się i puściła mój pośladek, reszta chłopaków z ,, naszej drużyny ,, zaśmiała się na poczynania Luka.  
Gra się rozpoczęła byłam na obronie, ale nikt nie chciał mi podawać piłki. 
- Evans uważaj podaje do ciebie. - Krzyknął chłopak z bandamką na głowie, piłka do mnie przyleciała, z zwinnością jak Neymar czy Messi omijałam każdego, aż nagle piłka znalazła się w bramce. 
- Przepraszam chłopaki. - powiedziałam przepraszająco do moich przyjaciół. - Chce wam pokazać jak tu się gra. - uśmiechnęłam się do niech i pobiegłam na swoją połowę, chłopakom z mojej drużyny opadły szczęki. 
Oparłam się rękoma o swoje kolana i powiedziałam do ich. 
- Widzicie? Tak się gra w Polsce a nie.. - gra się znów rozpoczęła, jak to krzyknął do mnie Hemmings ,, Nie chap się tak na tą piłkę bo ci ją zabiorą ,, Ta.. mi jej nie odbiorą, wiem co robię. 
Kolejny gol zawitał dla nas, drużyna Jack'a miała kilka okazji na wstrzelenie nam gola, ale ja jak i reszta na to nie pozwalała. 
Przerwa, wygraliśmy z nimi 10 - 3. 
- Evans, czy mógłbym cię prosić na chwilę do kantorka? - zapytał trener, na co pokiwałam głową i poszłam za nim. 


- Możesz mi powiedzieć, gdzie ty się tak dobrze nauczyłaś grać w piłkę nożną? - Ja pierdziele jakie zdziwienie, to dziewczyny nie mogą grać w nogę? 
- Wie pan co.. w Polsce można tak powiedzieć, chodziłam do takiego klubo piłkarskiego i tam grałam z chłopakami, ale nie mogłam z nimi jeździć na żądne zawody, chyba że ich dopingować. - powiedziałam z dumą - Potem wyprowadziliśmy się do Londynu, tam tata miał przyjaciela który jest trenerem w Chelsea Londyn, tam również uczęszczałam i grałam n treningach z piłkarzami. Mogę powiedzieć, że to oni mnie tak nauczyli grać w nogę. - zaśmiałam się i popatrzyłam na zdziwioną twarz trenera. 
- Dobrze Evans, takie talentu tu nam brakowało. - powiedział - Możesz już iść na przerwę - dodał - A i jeszcze jedno, żeby były wyrównane szanse teraz posiedzisz sobie na ławce i popatrzysz na innych jak grają. - uśmiechną się do mnie. 
- Ale jak to?! A kogo pan chce na moje miejsce postawić?! - w tym momencie byłam oburzona. 
- Rose Hall, zobaczymy jak ona będzie zajmowała się piłką. - zaśmiał się. Wyszłam z jego kantorka i poszłam do szatni a tam zastałam zmartwionych przyjaciół. 
- Hej! Jack! Ja rozumiem, że chciałeś mnie mieć w swojej drużynie, ale i tak już nie będę grała. - usiadłam na jego kolanach i przytuliłam go dla otuchy, ale nic nie powiedział tylko wtulił się we mnie jak dziecko w pluszaka. Spojrzałam na resztę, mieli taki sam wyraz twarzy co Jack.
- Hej co się stało? - popatrzyłam na nich ale żądne z nich nic mi nie chciało powiedzieć, aż tak przeżywali przegraną? 
- Do cholery, powie mi ktoś co się stało czy mam sama dojść do tego?! - wstałam na równe nogi każdy chciał coś już powiedzieć, ale popatrzyli na Jack'a spojrzeniem, żeby to on mi wszystko wytłumaczył. 
- No dalej słucham was.. - nie wiedziałam na co mam liczyć, na złe wiadomości czy może i jeszcze bardziej złe.. sama już nie wiem. 
- Lili... Iggy... bo ona.. - nie dokończył bo tak jakbym mogła z jego głosu wyczytać strasznie mu się łamał.. 
- CO z nią?! Jack gadać co się z nią stało?! - nie wytrzymałam wybuchłam. - Cholera! Jack co się z nią do jasnego aniela stało?! - miałam łzy w oczach, ale powstrzymywałam się od łez. 
- Masz przy sobie telefon? - zapytałam 
- Ta. tak ostatnia torba pod oknem. - powiedział a ja jak strzała wybiegłam z naszej szatni, a udałam się do męskiej. Weszłam do środka, a moje oczy skanowały każdego chłopaka, gdy nagle spoczęły na torbie Jack'a. Podeszłam do niej i zaczęłam w niej szukać jego telefonu. 
- Cholera, gdzie masz ten pieprzony telefon. - powiedziałam cicho pod nosem. - Lili, czy rodzice nie nauczyli cię, że w obcych rzeczach się nie grzebie. - usłyszałam za sobą głos.. głos którego tak nienawidziłam i to strasznie.. 
- Nauczyli, ale na to, akurat mam pozwolenie. - wreszcie poszukałam poszukałam ten piekielny telefon, chciałam wychodzić ale zagrodzono mi drogę. Napotkałam przed swoimi oczami gołą klatkę Luka, ja pitole jego wyrzeźbione ciało wyglądało tak idealnie.. 

Stop! Stop! Stop! Lili hamuj! To nie jest osoba dla ciebie! 

- Przepuść mnie, albo gorzko tego pożałujesz. - warknęłam na niego, przez co zaśmiał się na całą szatnie a reszta chłopaków z nim. 
- A co ty mi możesz zrobić, kochanie. - złapał się swoich ramion i popatrzył na mnie kpiąco. - Ty nawet muchy byś nie skrzywdziła. - zaśmiał się. 
- Tak, a może bym zrobiła takie coś? - podeszłam szybko do niego i zadałam cios z kolanka prosto w jego prywatność. - I nie nazywaj mnie kochanie. - zaczął się zwijać z bólu. Wyszłam ze szatni i wybrałam numer Iggy. 
- Dalej kobieto odbierz.. - chodziłam w kółko, i czekałam aż po trzecim sygnale odbierze, ale załączała się sekretarka. Zadzwonił dzwonek na lekcje, cały czas próbowałam się dodzwonić do Iggy, ale dopiero po którymś razie odebrała. 
- Halo?! Iggy?! Co się stało?! Dzwoniłaś do Jack'a a on mi nic nie chce powiedzieć?! - zaczęłam zadawać milion pytań na minutę. 
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie szloch - Liliana? Czy to ty? Tutaj mama Iggy.. - kobieta wybuchła głośnym płaczem po moich policzkach zaczęły spływać łzy. 
- Coś się stało. - zaczęłam cicho szlochać do telefonu, a po dłuższej chwili uzyskałam wiadomość. 
- Czy mogłabyś przyjechać... to znaczy po tej lekcji co teraz masz? To jest bardzo ważne.. - jeśli mama Iggy odebrała jej telefon i zaczęła płakać to stało się coś złego. 
- Oczywiście że tak, tylko będzie mi pani musiała wysłać adres gdzie mam przyjść. - wytarłam swoje łzy spływające po moich policzkach bo z szatni zaczęli wychodzić na w-f. 
- Dobrze, ale to napiszę ci dopiero jak wyjdziesz już ze szkoły, nie chce cię stresować, żebyś na lekcji nie kontaktowała. - przytaknęłam, chociaż i tak tego kobieta nie widziała, poszłam odłożyć telefon Jack'a na swoje miejsce i wyszłam z tego miejsca. 


Dlaczego w takich momentach musi się wszystko popsuć?! 


Zaraz jak zaszłam nie ustawiłam się do swojej drużyny, tylko usiadłam na ławce. Nie wiem co się dzieje z Jonas, ale nie są to dobre wieści. 
- Halo? ziemia do Lili. - Hood zaczął machać przed mną rękoma, a ja natomiast tępo patrzyłam się krajobraz przed moją twarzą. 
- Nie, nie chłopcy. Żeby były wyrównane szanse, dostajecie zamiast Liliany, Rose. - powiedział trener, wszyscy śmiali się tylko nie nasza ósemka. (ja, Jack, Josh, Mickey, Ben, Nicki, Lily i Sam)
- CO?! Proszę trenera, Rose nie wie co to piłka! Ona dobrze tego nie umie odbić ani biegać, a co dopiero grać. - Hemmings mówiąc to podszedł do trenera trzymając się za miejsce w które kilka minut temu dostał i dodał. - Ja rozumiem że Lili jest dobra, ale jak nie ma grać to może jakąś inną chociaż osobę tylko błagam nie Rose. - Luke wręcz błagał o inną osobę, ale trener pokiwał przecząco głową. 


Gra się już dawno rozpoczęła, tym razem był remis. Przez nie uwagę Hall piłki dostawał kto inny, faktycznie nie umiała nawet jej odbić. 
Czekałam teraz tylko na wybawiający dzwonek, ale nie musiałam na niego długo czekać, gdyż ja jestem judaszem i wszystko potrafię sobie wykrakać, so. 
Szybko pobiegłam do szatni i przebrałam się w swoje rzeczy, wzięłam jeszcze na chwilę telefon Jack'a, napisałam sms'a do Iggy, gdzie mam się udać. 
Szybko wybiegłam z taksówki, wpisałam w gps nazwę ulicy, gdyż nie znałam żadnej chyba że drogę z szkoły do domu do tak. Odpaliłam silnik i ruszyłam


Jak się okazało ulicę na którą poprowadziła mnie nawigacja okazała się szpitalem. 
Zaparkowałam samochód, wzięłam torbę i wyszłam ze samochodu zamykając go na zamek, następnie udałam się do szpitala. 
- Dzień dobry, ja chciałabym się zapytać o Iggy Jonas. - zapytałam kobietę w recepcji. 
- Tak, została przywieziona jakąś godzinę temu. - powiedziała starsza kobieta. - A pani jest kimś z rodziny? - zapytała 
- Nie jestem jej najlepszą przyjaciółką, czy mogłabym się dowiedzieć gdzie ona leży. - kobieta popatrzyła w karty i powiedziała 
- Drugie piętro, sala 216. - podziękowałam i szybko udałam się w wyznaczonym mi kierunku. 
Pod salą zastałam całą zapłakaną mamę Iggy i jej tatę. 
- Dzień dobry. - powiedziałam niepewnie i podeszłam do nich bliżej. Wtedy zobaczyłam Iggy podłączoną do tych wszystkich komputerów. Łzy zaczęły mi lecieć mimo tego że nie miały. 
- Co..coo sie stało..? zapytałam roztrzęsiona.. 
- Iggy... ona jest... w śpiące.. - jej mama zaczęła płakać coraz głośniej. - I nie wiadomo... czy z tego.. wyjdzie.. - zaczęłam ryczeć jak małe dziecko, nie poważałam na to że ludzie koło mnie przechodzili i gapili się na mnie jak na idiotkę. Osunęłam się po ścianie i schowałam twarz między kolanami. 

Iggy.. ona mogła ... się już nie wybudzić?.. 

________________________________________________________________

OD AUTORKI:
Nie spodziewałam się że będzie taka drama... 
Myślałam, żeby coś innego napisać, ale 
napisałam to. 
Nie wiem czy wam się podoba w ogóle 
to opowiadanie?
Większość z was tylko wchodzi na to,
mówi że są za długie rozdziały, ale 
jak bym pisała takie krótkie jak na swoim 
z jednych opowiadań, to potem byłoby 
,,Dlaczego one są takie krótkie i w ogóle,, 
Jeśli nie chcecie, mogę usunąć tego bloga, i nie będzie wcale go ;//
Nie piszecie również KOMENTARZY to co ja mogę o tym sądzić? 
Rozdziały jak już pisałam pod pierwszym rozdziałem będą ukazywane we 
WTORKI!!! 
Cieszę się, że pod ostatnim rozdziałem było prawie 900 wyświetleń :)) 
Jesteście naprawdę wielcy <3 
Dziękuje również, za komentarze napisane przez ,, Luke Hemmings, Pingwinek Hemmings, Nika6983, Patrycje Kowalczyk i Brave oraz jednego Anonima 
za napisanie takich komentarzy <3 
Przydają się zawsze takie, wiecie lepiej się pisze. 
No ale dobra już koniec. 



środa, 12 listopada 2014

卌 Chapter 2

Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI GDZIEŚ SĄ! 
NIBY POPRAWIAŁAM, ALE ZAWSZE GDZIEŚ SIĘ JESZCZE ZNAJDZIE!! 
_________________________________________________________________

Myślałam, że mój dzień zacznie się jak codziennie, ale niestety moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Ja codziennie, wstałam i ubrałam się, zrobiłam poranną toaletę itp. Nie czekając zaspana pomaszerowałam na dół z myślą, że moja kochana mama zrobiła mi śniadanie. Załamałabym się gdyby mi tego nie zrobiła. Moje śniadanko czekało na mnie, czyli moje kanapki ciepła herbata i liścik od rodziców. 


Lily:
Nie czekaj na nas z obiadem,
niestety nie będzie nas w domu do późna.
Obiad masz uszykowany, tylko sobie go odgrzej. 
Możesz zaprosić Iggy żebyś sama się nie nudziła. 

Mama xx

Jak by mnie adoptowali to pomyślałabym, że naprawdę muszą tak pracować i nie mają czasu na nic innego, ale tak nie jest!
Pracują ponad 24h i nigdy nie mają do mnie czasu.. Nawet wakacji razem nie spędziliśmy, byłam sama ze swoimi przyjaciółmi. Rodzice wtedy powiedzieli że jestem na tyle dorosła że mogę już sama podejmować decyzje, no więc tak po prostu wygnali nie z domu.. Uwieście że nie chcielibyście takich rodziców takich jak moich. 


- Liliana! - gdzieś tam w oddali usłyszałam swoje imię, automatycznie przekręciłam głowę do tyłu i zobaczyłam Iggy, machającą w moją stronę. Stała .. No właśnie nie wiem z kim. - Liliana choć! - krzyknęła znów, i uśmiechnęła się z oddali do mnie. Schodząc ze schodów upuściłam swój zeszyt, który spadł na nas dół, z głową która patrzyła teraz na schody zbiegłam po nic i gdy już chciałam pochylić się po swój zeszyt, on znalazł się pod moimi oczami. 
- Chyba coś upuściłaś. - zwrócił się do chłopak w zielonych włosach. 

Zaraz! To jest chyba ten koleś, co przypadkowo usiadłam na ich miejscu..  

- Dzi.. Dzięki - chłopak uśmiechnął się do mnie i podał mi moją własność, odwzajemniłam jego gest i szybkim tempie podeszłam do Iggy. 
- Hej Lily. - Przytuliła mnie na powitanie i uśmiechnęła się do mnie, również dostrzegłam Jack'a, który również przywitał się ze mną przytulasem. Stałam tak i patrzyłam na wszystkich jak ze sobą gadają, stałam pomiędzy Jack'iem a Iggy. 
- Jezus.. gdzie nasze maniery. - w końcu ktoś się do mnie odezwał. - Nie przedstawiliśmy ci naszych pozostałych znajomych. - Jack uśmiechnął się do mnie i zaczął. - No wiec tak,teraz w naszym gronie będą 2 Lily, no to po mojej lewej jest Lily, potem jest Mickey (czytaj Miki), kolejny to Ben, Josh, Nicki i Sam. - powiedział i uśmiechnął się. - A to jest nasza Polska Liliana. - wziął mnie za rękę i obrócił dookoła mojej osi. 
- Jack, ni kręć nią tak bo się jej jeszcze niedobrze zrobi. - powiedział z promiennym uśmiechem Mickey. 
- Ha ha, bardzo śmieszne. W odróżnieniu do ciebie ciulu to mnie wszystkie laski kochają, bo jestem tak przystojny. - pokazał nam się jako model, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nie powiem, że nie był przystojny, bo bym skłamała lecz jego koledzy byli niczego sobie. Wszyscy usłyszeliśmy dzwonek na co uszyliśmy do szkoły. 


- Witajcie moi drodzy. - powiedział nauczyciel od biologi. Znowu ostatnia ławka była wolna. ,,Czy oni naprawdę muszą się tak spóźniać?,, - Dobrze to teraz sprawdzimy obecność. - w tym momencie do klasy weszli roześmiani ci chłopacy jak oni tam mieli.. Hemmings i Hood. 
- Luke i Calum.. - spojrzeli w stronę nauczyciela i zmrozili go wzrokiem. - Proszę was usiądźcie już na miejsca. - To tak mają na imię! Luke i Calum.. Ale teraz który to który. Nauczyciel zaczął wyczytywać listę i w końcu wyczytał moje nazwisko i imię, przez co cała klasa spojrzała się na mnie włączając w to Luka i Caluma. 
- Jestem. - powiedziałam trochę cicho ale nauczyciel to usłyszał i jechał dalej z nazwiskami. Otworzyła zeszyt na ostatniej stronie i w tym momencie co chciałam coś zacząć rysować usłyszałam tylko to . 
- Evans do odpowiedzi. - no kuźwa nieźle! nic się nie uczyłam! będzie szmata.. wstałam z miejsca z cichym westchnieniem i podeszłam do tablicy. Usłyszałam śmiechy po niektóre osoby i czekałam aż nauczyciel napisze mi na tablicy to co miałam do rozwiązania. Jak to zobaczyłam pomyślałam sobie. 
- Czy oni tu już naprawdę nie mają lepszych zadań tylko takie jak dla 5-latka?!
Bez problemu je rozwiązałam, nie było aż tak źle. 
- Bardzo dobrze, tylko tutaj się pomyliłaś i jeszcze tutaj ale jest dobrze. - powiedział i napisał ocenę do dziennika. - 5- panno Evans, proszę usiąść. 
Te głupie uśmieszki, Hemmingsa i Hooda doprowadziły, że aż sama chciałam się uśmiechnąć. 

OPANUJ SIĘ KOBIETO! 

Kolejna do odpowiedzi poszła Iggy, dzisiaj cała lekcja pytania. Czyli ogólnie to same nudy będą. Otworzyłam swój zeszyt na końcu, chociaż to trochę było dziwne bo jak szłam do odpowiedzi był otwarty. Gdy zobaczyłam to co zostało tam napisane otworzyłam swoje usta w karpia. 
- What The Fuck?! - powiedziałam na głos i szybko zatkałam usta, nie wierzyłam że to powiedziałam. Cała klasa zaczęła się śmiać a najgłośniej dwójka obok mnie! 
- Evans, bo zaraz ta twoja ocena zmieni się na niedostateczną! Proszę trzymać takie słownictwo za zębami. - kiwnęłam głową i spojrzałam na Hooda i Hemmingsa! 
- Po jaką cholerę mi są potrzebne wasze numery?! - powiedział po cichu - Wy macie 5 lat czy co? Karniaki wstawiają tylko takie małe dzieci z przedszkola. - dodałam. 
- No wiesz Evans, nie zostawia się zeszytu otwartego. A szczególnie gdy my siedzimy przy tym. - powiedział triumfalnie zgaduje że to był Luke. 
- Dzięki. - popatrzyłam przez chwilę na nich i znów dostałam uwagę. 
- Liliano! Nie gadaj! 
- Ale ja nie gadam! To ci dawaj mnie zagadują! - pokazałam na nic a oni tylko się uśmiechnęli w stronę nauczycielki. 
- Evans, nie chcesz mnie wyprowadzić z równowagi.. - powiedział ze spokojem nauczyciel. - Jeszcze jedno słowo, a wylądujesz u dyrektora. 
- Ale.. - nie dokończyłam bo mi przerwano. 
- Powiedziałem. - spojrzał na mnie z pod tych swoich okularów. 
- No, no jesteś powalony jak paczka dropsów. - powiedziałam na tyle cicho, ale szmaciarz to usłyszał. 
- Liliano Evans! Proszę do dyrektora! Ale to biegiem. - spakowałam swoje rzeczy i mój nowy iphone wyleciał z kieszeni. 
- Fuck! - krzyknęłam i go podniosłam. - Proszę się nie martwić, już idę. - wzięłam torbę i gdy szłam w stronę drzwi, że za mną ktoś jeszcze idzie. 
- No nieźle. - powiedziałam gdy popatrzyłam kto idzie za mną. - A wy czego tu chcecie? Nie dość że przez was muszę iść do dyrektora, to nie była moja wina, to nacie czelność jeszcze iść ze mną?! - nic nie odpowiedzieli tylko prychnęli pod nosem i popatrzeli na mnie. 
- Kochaniutka, nie wiesz z kim zadzierasz. - blondyn złapał mnie i przywarł do szafek. - A więc teraz grzecznie idziesz z nami, chyba że chcesz iść to tego po pieprzonego dyrektora i dostać karę. - wysyczał przez zęby do mojego ucha. Próbowałam go odepchnąć, ale to tak czy tak nic mi nie dawało. 
- Słuchaj nie wiem kim jesteście, ty i twoi koledzy.. Ale nie chce mieć z wami żądnego do czynienia! Jesteście jacyś dziwni, chyba was bóg opuścił. - w tym momencie co to powiedziałam zabrzmiał dzwonek i wszyscy wychodzili z klas, patrzeli się na nas jak byśmy byli jakimś obiektem z muzeum. 
- Rozprawimy się z tobą jeszcze, kochanie.. - powiedział - I uwierz, żeby nikt się w ciebie nie zaczynał.. bo może źle z tym z kończyć! - i odeszli zostawiając mnie kompletnie oszołomioną. 
- Lily! Nic ci nie jest? - Moment po tym jak tam ci odeszli zjawił się zmartwiony Jack. - Lily? 
- Nie nic.. - powiedział i odeszłam z tego zbiorowiska. 



Siedzę teraz na matmie, i kobieta kompletnie się nami nie interesuje. Znów siedzimy w ostatniej ławce, tym razem potrójnej. Siedzę pomiędzy Iggy a Jakc'iem. W klasie znów znajdują się poprzednicy, przez których wylądowałam u dyrektora, lecz tym razem była czwórka. Przed nami również siedział Mickey i Ben. 
- Lily, powiesz nam w końcu co wydarzyło się na tej przerwie. - Jack, zaczął się o mnie troszczyć, jak nikt inny. - Jak coś ci zrobili, to przysięgam że zabije ich gołymi rękoma. 
- Blue.. ile razy jeszcze to powiesz? Mówię ci że nic się nie stało.. tak po prostu tylko rozmawialiśmy, nic po za tym. - ciągle tylko, 


Lily co się stało?! - Zrobili ci coś?! - Dobierali się do ciebie?! - Powiedz coś!



Te słowa cały czas siedziały w mojej głowie. Co chwile ktoś do mnie mówił o tym co zdarzyło się na korytarzu. 

- Jeszcze raz któreś z was powie o tym i ja was uduszę gołymi rękoma! - popatrzyli na mnie ze zdziwionymi minami i już się zamknęli. - Dziękuje, czy tak trudno było?. 
- Hej.. słuchajcie może po Angielskim pójdziemy na miasto, tak czy coś? - powiedział radośnie Mickey, czy ten człowiek kiedyś był smutny lub coś? - No bo tak czy siak mamy świetlice, chcecie siedzieć na nich? Pójdzie się do Starbucks na kawę.. No nie dajcie się prosić. 
- Ja jestem za tak. - poparłam go w sumie i tak nie miałabym co robić.. sooł. 
- Czyli mamy ustalone. -uśmiechnął się i akurat zadzwonił dzwonek. 



- Dobrze, słyszałam że mamy nowa koleżankę w klasie? Nie miałam okazji jej poznać. - Nauczycielka popatrzyła na mnie z miłym uśmiechem, była młoda.. ja wiem mogła mieć z 26 lat nie więcej. - Dowiedziałam się również, że pochodzisz z Polski. Opowiedz coś nam o sobie. - usiadła na krześle i czekała na mnie aż zacznę. 

- So, jestem Liliana Evans, pochodzę z Polski. Nie mam rodzeństwa, przeprowadziliśmy się z rodzicami tutaj do Sydney, bo mają swoją firmę.. i no.. - uśmiechnęłam się do niej na co odwzajemniła uśmiech i powiedziała. 
- Dobrze... to sobie dzisiaj popytamy.. pierwszy ktoś na ochotnika? - nikt - No dobrze to pan Michael Clifford, zapraszam. (okay) 
W sumie nie zdziwiłoby mnie to gdyby któryś ze starszych uczniów, przeleciał taką młodą nauczycielkę jak ona. Często gęsto zdarza się to w szkołach. Ale to mniejsza o to, w tym momencie Michael był na etapie podrywania naszej nauczycielki od angielskiego. Spojrzałam pytającym spojrzeniem na Mickey'a, ale ten tylko po kręcił głową i zaśmiał się cicho.
- O co z tym wszystkim chodzi? Co? - zapytałam chłopaka.
- Oj Lily, widać że jesteś nowa. - Uśmiechnął się i dodał - Widzisz, jak to nazwać.. Ta nauczycielka to tak jak gdyby jego dziewczyna. - Myślałam że ogłupieje..

Michale i starsza od niego nauczycielka.. razem? Ahaha.. jaka patologia.
- Okay, ale ty nie tak na serio? - Śmiać mi się chciało jak się o tym dowiedziałam.
- Nie no serio, który normalny człowiek odzywałby się do nauczyciela po imieniu? - no fakt, u nas tak nie można było.. zresztą jak w każdej normalnej szkole.

Miałam wielką ochotę na wzięcie dłuuuuugiej chłodnej kąpieli, jest prawie 40°C a jak by to nazwać..
Gangsa Hemmingsa jest ubrana na czarno, do czego słońce szybko łapie.
- Lily, jesteś samochodem czy pieszo? - przed mną stanął Jack i wyrwał mnie z moich myśli.
- Dzisiaj przyszłam pieszo, sooł.. ktoś musi mnie zabrać. - Założyłam na nos swoje czarne RayBan'y i czekałam.
- Oczywiście, że pojedziesz ze mną i Iggy. - Powiedział radośnie Jack
- No to na co czekamy? Jedźmy bo mam ochotę na mrożoną kawę.

- Okay, mam iść zamówić czy ktoś inny idzie? - Zapytałam sięgając portfel. - Tak myślałam - zaśmiałam się.
- Poczekaj idę z tobą. - Usłyszałam słowa Jack'a i poszliśmy razem.
- Lily, jest taka piękna. Nasza jedyna poleczka.. - okay, zaczął sobie nucić piosenkę o mnie.
- Jack, proszę cię. - Zachichotałam, czekaliśmy prawie że na końcu kolejki.
Straszny był dzisiaj tłok. 
- No co, muszę podziękować twoim mamie i twojemu tacie, że przywieźli nam takiego skarba. - Po tym musnął lekko mój policzek ,przez co one aż płonęły od moich rumieńców. W radiu usłyszałam moją ulubioną piosenkę ,,Part of me - Katy Perry,, zaczęłam ją nucić pod nosem, przez co wywołałam u Blue'a wielki uśmiech.
- Czego się tak śmiejesz? Siano widzisz czy konia widzisz? - zaśmiałam się przez co kilka osób z kolejki spojrzało się na nas.
- No opanuj się Jack, ludzie już na ciebie patrzą. - Powiedziałam poważnie jak tylko mogłam ale mi nie wychodziło to.

Po jakiś 15 minutach, może więcej nadeszła na nas kolej do kupowania.
- Dzień dobry, witamy w Starbucks co podać? - blond dziewczyna za kasą ewidentnie była zmęczona tym całym mówieniem, dzień dobry bla bla bla..
- No wiec po prosimy... - nie dokończyłam bo mi pan mądraliński przerwał.
- Kelly, po prostu weźmiemy to co zawsze, tylko teraz jedno więcej. - Dziewczyna która, jak się okazało ma na imię Kelly uśmiechnęła się promiennie do Jack'a i poszła robić nasze zamówienie.
- Ty ją znasz? - Zapytałam ze zdziwieniem.
- Przebywamy tutaj tak często, że wszyscy w tej kawiarni nas znają.
- Dobrze, czyli do waszej paczki dołączyła? - po patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem.
- Liliana.. po prostu Lily. - Uśmiechnęłam się do niej, dziewczyna zaczęła bazgrać coś na moim kubku i podała. Zapłaciłam za wszystkie kawy i poszliśmy w stronę naszego stolika.. oczywiscie kto siedział niedaleko nas? Nie kto inni jak oni...
- Ci też tutaj. - Powiedziałam cicho do Jack'a na co się zaśmiał.
- Przyzwyczaisz się. - no dla mnie do śmiechu nie było.. 


Po naszym udanym dniu, w kawiarni, w parku, w kinie postanowiłam już pójść do domu, w końcu jutro szkoła so.. 

Co chwile ktoś wydzwaniał do mnie. To stawało się gorsze niż jakieś dzieci bawiące się w ,, halo halo, tu policja.. itp. Nie odebrałam żadnego.. miałam nadzieję że się odczepi ten ktoś ode mnie, ale nie popuszczał. 
Mickey i Jack odprowadzili mnie pod sam dom, jestem im bardzo wdzięczna.. bo jak to oni powiedzieli. 

- Nie będziesz chodziła sama po nocach, nawet sama nie wiesz jakie w ciemnych zakamarkach czyhają niebezpieczeństwa 


Tsa.. wkręcać to i oni może umieją, ale nie dam się nabrać na ich głupie zabawy. 


- No nic chłopaki, dziękuje bardzo że odprowadziliście mnie aż pod sam dom. - zatrzymałam się pod furtką i uśmiechnęłam się lekko do nich. - Równie dobrze mogłam przyjść sama, to aż tak daleko nie było od kina. - dodałam. 
- Lily.. - zaczął Mickey. - Nie zaczynaj w ogóle tego tematu, proszę. - dodał i uśmiechnął się przelotnie w moją stronę. 
- Oh no.. mam już 19 lat.. chłopaki nie jestem 10 letnią dziewczynką. - powiedziałam - Ale dziękuje jeszcze raz. - ucałowałam ich policzki i wpisałam kod aby otworzyć furtkę, gdy weszłam na ganek dodałam. 
- Widzimy się jutro w szkole. - pomachał już chciałam od kluczyć drzwi, ale było otwarte. Byłam pewna na 100% że je zakluczyłam. 
- Dziwne.. - weszłam do środka, no niby nic nie zostało ruszone, ani skradzione, ale warto się upewnić. W tym momencie czułam się jak we horrorze, jeszcze tylko muzyczka wywołująca nieprzyjemny dreszczyk i gotowe. Poszłam do swojego pokoju i zobaczyłam tam liścik na moim biurku.. 

O cholera! Teraz to się naprawdę boję.. 


_________________________________________________________________



OD AUTORKI: 
Sooł, nie było wczoraj rozdziału
 bo nie miałam za bardzo weny. 
Więc jest dzisiaj, nie obraźcie się 
że wczoraj nie było błagam.. 
Teraz mam trochę nauki i
 nie wiem czy rozdziały będą co tydzień

DO NASTĘPNEGO KOCHANI ;**


Mam nadzieję że tak się uda.