poniedziałek, 24 listopada 2014

卌 Chapter 4


Przypominam wam o komentarzach :) 
___________________________________

SOBOTA

Jestem strasznie nie wyspana, czuję pod sobą kogoś. 
Ni to twardo, ni to miękko. 
Otwieram oczy patrze kto to,a tu znajduję się cała nasza paczka. 
Lily, Josh, Sam, Ben, Mickey, Nicki oraz Jack, nie wiem jakim cudem znalazłam się na nim, ale mniejsza o ten szczegół. 
Wszyscy byliśmy porozwalani, na krzesłach, podłodze oraz niektórzy leżeli na sobie tak jak ja i Jack. 
Podeszłam do szklanych drzwi i zobaczyłam w nich swoje odbicie oraz Iggy.. 
Wyglądałam tragicznie, rozmazany tusz, włosy w każdą inną stronę, nieświeży oddech i te rzeczy które nie zostały zmienione. 
Podeszłam do swojej torby chwyciłam za swój portfel i poszłam w stronę automatu, który znajdował się na końcu korytarza.
Kupiłam sobie kawę, nagle poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. 
Wystraszyłam się i odskoczyłam na co moja kawa również zareagowała, wylała mi się trochę na rękę. 
- Liliana spokojnie, to tylko ja. - usłyszałam znajomy mi już od kilku dni głos, do którego strasznie się przyzwyczaiłam.
Spojrzałam na Jacka i lekko się uśmiechnęłam. Upiłam dwa łyki kawy, a resztę dałam Jack'owi. 
- Nie chce, ty lepiej wypij postawi cię na nogi. - powiedział przecząco kręcąc głową. 
- Masz, nie chce już.. - powiedziałam i podałam mu kubeczek - Jest dla mnie za mocna, uwierz że te dwa łyki postawiły mnie już na nogi. - dodałam. Jack bez kłopotu wypił całą zawartość kubeczka, nie patrzył na to czy była gorąca czy też nie, skrzywił minę i popatrzył na mnie. 
- No faktycznie mocna. - objął mnie przyjacielsko ramieniem i poszliśmy do reszty. Każdy powoli dochodził do siebie i orientował się gdzie tak naprawdę są. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy się z nimi, chwilę po tym dołączyli do nas rodzice Iggy. 
- Liliana? Jack? Lily? Ben? Sam? Mickey? Nick? Co wy tutaj robicie? Powinniście być w domu i odpoczywać. - powiedziała z zamartwieniem w głosie. - Liliana, twoi rodzice ciebie szukali, martwią się o ciebie. - podeszła do mnie i mnie przytuliła. - Jedźcie do domu, odpocznijcie i zróbcie swoje sprawy jakie macie. Przez najbliższy czas, Iggy i tak będzie nieprzytomna... Nie wiadomo w ogóle czy z tego wyjdzie. - Pani Jonas rozpłakała się w moje ramię, przytuliłam ją i dałam jej tyle otuchy ile ona jej potrzebowała. 
- Nie zostawię jej tutaj samej, i pani też - powiedziałam półszeptem, na co kobieta się na mnie popatrzyła i odsunęła lekko. 
- Nie zostanie przecież sama, ma nas. - otarła swoje łzy które spływały po jej policzkach i dodała. - I tak byliście tutaj wystarczająco długo, gdyby coś się działo będziemy do was dzwonić, ale teraz naprawdę już jedźcie. - uśmiechnęła się do nas słabo i popatrzyła na Iggy. 


Aktualnie leżę w łóżku i strasznie się nudzę, nie ma przy mnie Iggy, Lily nie chciała przyjechać bo ma coś ważnego do zrobienia, Sam pojechała gdzieś ze swoją mamą, a chłopacy? Oni z nimi tak jakoś się jeszcze bardzo nie zaprzyjaźniłam.
Weszłam na facebook'a i tak jakoś każdy z naszej szkoły tego kogo miałam w znajomych, pisał tylko to samo ,, nie zapomnijcie, dzisiaj godzina 20.30,, o luju o co tutaj chodzi? 
Wylogowałam się z fb, odłożyłam telefon na półkę obok mojego łóżka ale zaraz po tym dostałam wiadomość. 
Odczytałam ją a tam znajdowała się ta sama godzina co każdy pisał, prawdo podobnie jakaś nazwa ulicy i na końcu nie spóźnij się. 
Nie wiem od kogo ten sms, nie znam tego numeru, nie mam go zapisanego w ogóle. 
Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 14.. 
Dopiero? 
Chciałam się przespać tylko nie wiem czy było mi to dane, i tak za chwilę mama weszłaby do pokoju i krzyczała. ,, Liliana wstawaj na obiad ,, 
Tak.. 
Czasami to ich nie ogarniam, chciałabym mieć straszą siostrę, albo chociaż starszego brata. 
Mogłabym z nim pogadać itp.. 
A tak? 
Nic, sama do siebie mam gadać? 
Ludzie pomyśleliby, że jestem psychicznie chora, albo coś w tym rodzaju. 
Zaśmiałam się pod nosem i zeszłam na dół gdzie, już prawdo podobnie czekał obiad. 



Byłam strasznie ciekawa, co się będzie działo się o godzinie podanej o której aż huczy w internecie, na portalach społecznościowych. 
Chciałam się bardzo dowiedzieć co to będzie, ale moim przyjaciołom zachciało się imprezowania.. 
Nie to że nie lubiłam imprez.. 
Wręcz przeciwnie, ja je uwielbiałam lecz dzisiaj miałam inne zamiary, które się nie spełnią. 
Ubrałam się w luźne rzeczy i czekałam tylko na moich przyjaciół aż zaszczycą mnie swoją obecnością w moim domu. 
Nie czekałam na nich długo gdyż po jakiś 10 minutach rozbrzmiał się dźwięk domofonu. 
Krzyknęłam rodzicom ,, Wychodzę nie dzwońcie, mam klucze w razie co,, i wyszłam. 
Przywitałam się ze swoimi przyjaciółmi poraz kolejny w tym dniu i teraz już byliśmy w drodzę.. nie znaniej mi.No ale najwidoczniej moi przyjaciele mi na to nie pozwolą.
Tak myślę.

Kazali ubrać mi się w jak najluzniejszę rzeczy, no wiec co?
Ubrałam na siebie luźnym t-shirt z napisem NIRVANA, i do tego moje szare dresy ,,wyjściowe,, jeszcze tylko lekki makijaż i jestem gotowa.
Zeszłam na dół z propozycją napicia się soku, ale nie zdążyłam otworzyć lodówki a już usłyszałam dźwięk domofonu, oznajmujacy że ktoś przyszedł.
Otworzyłam drzwi, a moim oczą ukazał się Mickey.

Czy już wam wspominałam, że jest przystojny?
Przywitałam się z nim poraz kolejny w tym dniu i wyszłam z domu. Ciekawość zrzerała mnie od środka.
Nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie dokładnie jedziemy, byłam zmuszona siedzieć przez niecałe 25 siedzieć w zamyśleniu.
Teraz sobie przypomniałam



Która glupia przyjaciółka zostawia ją dla jakiejś glupiej imprezy?! 
Niestety chyba tylko ja.



Dopytywałam się jeszcze przez kilka dobrych minut Jack'a gdzie mnie zabierają lub wyworzą, ale zero reakcji jak by mnie tam nie było.
Nie coś gadali o jakimś Tristanie i jego spółce, że może pokonać Hemmo.

Tylko do cholery jasnej kto to Hemmo i ten Tristan?!
Nasza wycieczka zakończyła się przy jakimś starym torze, był jak na to wygląda opuszczony.
- Musiałam siedzieć prawie 30 minut w samochodzie, na dodatek pełnym debili żeby przyjechać na jakiś jak dla mnie opuszczony smietnik? - Zapytałam z obrazą w glosie.
- Lili nawet nie wiesz co ty mowisz, zobaczysz ze ci sie jeszcze spodoba. - Jack objął mnie ramieniem i poszliśmy w stronę toru. Zaraz, chwilunia..

A gdzie jest Nicki i Ben?
Zaczęłam się rozglądać dookoła w poszukiwaniu jakiegoś szczęścia, nie wiem czemu.
Nagle automatycznie się zatrzymaliśmy i przed nami stały dwa cudenka które tak kochałam.. znaczy to jaki wydają dźwięk przy przyspieszaniu i jak na nich jeżdżą.


Dopiero na nich zobaczyłam Nicki'ego i Ben'a.
- Witaj Liliano Evans, na swoich pierszych w tym życiu nielegalnych wyścigach. - Zaśmiał się wesoło Mickey. Gdzieś tam widziałam w oddali chodzacego Hemmingsa i jego przyjaciół. Nie wiem czemu ale uśmiechnęłam się pod nosem na ich wspomnienie.
- Okay. - Powiedziałam - Teraz możecie mi powiedzieć o kim tak gadaliscie w tym samochodzie... No wiedzie jakiś Tristan i Hemmo? - wszyscy zrobili na mnie dziwne miny i zasmiali się.
- Emm... jestem tutaj pierwszy raz, sooł.. -  skrzyzowałam ręce na wysokości piersi i popatrzyłam w ich strone.
- No fakt, faktem.. Jesteś pierwszy raz... Więc, Tristan to odwieczny wróg Hemmo, a Hemmo jego. - Zaczął tłumaczyć Nicki. - Natomiast Hemmo to jest idiota Hemmings - pokazał ukratkiem na Luka i jego przyjaciół. - Natomiast tam ten - teraz pokazał na wysokiego jak na mnie to o półtorej głowy ode mnie wyższego blondyna który przyglądał mi się zaciekawieniem - To jest Tristan Evans. - Zaraz.. czy to nie jest czasami zbieg okoliczności? Evans..



Idiotko dużo osób może nazywać się tak samo jak ty!


- Chodzą też pogłoski, że dzisiaj miała się zjawić na wyscigach jego zaginiona siostra. - Dodała Lily. No nieźle, ale to nie jestem ja. Pewnie jest jeszcze jakaś dziewczyna która się tak nazywa..


*
*
*



Wyscigi wygrał Luke, kolejny był ten Tristan, a zaraz po nich równo na mete wjechał Nicki i Ben.
- Nieźle wam poszło. - Podeszłam bliżej Nicki'ego i Ben'a ucałowałam ich policzki po czym wyszczeżyli się do mnie.
- Ale, i tak ja byłem przed tobą. - Mogę przyznać że zachowują się jak banda przedszkolaków.
Nagle przeszło po mnie takie dziwne uczucie, że ktoś się na mnie patrzy. Obruciłam się w tył i zobaczyłam Luka jego przyjaciół, oraz tego kolejnego blondyna... jak on miał? Tristan.. o tak!
Nie zgadza się jedno dla mnie.
Dlaczego wróg z wrogiem gada? To jest dla mnie niepojetę, ale chyba tego nigdy niepojmę.
Gapili się na mnie jakbym była jakaś wystawą w muzeum.
Nie zwracajac uwagi na to wróciłam do swoich przyjaciół.
Śmialiśmy się w dobre, kiedy za sobą usłyszałam czyiś głos.



- Czy ty jesteś Liliana Evans? - odwruciłam się, zobaczyłam Tristana jakiś trzech kolesi z nim, natomiast zaraz obok Luka, Caluma i pozostała dwujkę plus na dodatek to że dookoła nas było mnustwo ludzi.
- Tak?.. - powiedziałam niepewnie, na co chlopak sie tylko uśmiechnął. Chwilę potem poczułam jak czyjeś silne ręce mnie obejmują.




- Nareszcie cię znalazłem.. - tak to był Tristan. - Strasznie za tobą tęskniłem.


_______________________________________________________________


OD AUTORKI:
Szczerzę? Sama nie wiedziałam że tak będzie.. 
Nie pomyślelibyście, że może pojawić się The Vamps :)
Nie mam nic do was, żadnych ogłoszeń.. 
Sooł... Do następnego :)


wtorek, 18 listopada 2014

卌 Chapter 3

PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI GDZIEŚ BĘDĄ! :))
____________________



Kolejny dzień trzeba wstać do szkoły.
O boże!
Nienawidzę szkoły jak prawie każda osoba.
No powiedzcie mi szczerze, chce wam się wstawać o 6.00 rano i szykować się do tej pieprzonej szkoły jak i tak się niczego nie nauczysz...
Jak dla mnie do chore, ten który wymyślił szkołę musiał być naprawdę niezłym geniuszem.
Na całe szczęście to już piątek i 2 i pół dnia można tak powiedzieć wolnego. Dzień jak co dzień wstałam zrobiłam te najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam do szkoły, niby dzisiaj nie miało być nic ciekawego i w ogóle, no ale jak miałam się nudzić sama w domu to wole iść ponudzić się w szkole, po za tym miałam się spotkać zaraz po zajęciach z Iggy i ,,naszą paczką,, 

Szczerze nie miałam na to ochoty, no ale nalegali mnie i pod jakimś pozorem im uległam. 

Strasznie dziwne, gdy zajechałam pod szkołę nikogo nie było na parkingu, na trawniku przed szkołą żadna osoba się nie wylegiwała, na boisku też ani jednej żywej duszy, nawet żadnych odgłosów nie było słychać w szkole.. dziwne..
Zakluczyłam swój samochód pilotem a klucze od auta w rzuciłam gdzieś na spód mojej torebki.
Gdy weszłam do szkoły zobaczyłam tylko kilku uczniów na korytarzu, nie znałam jeszcze ich za dobrze, ale mogłam stwierdzić że byli oni z młodszych klas.
Ale coś zaniepokoiło mnie w ich zachowaniach, jakoś dziwacznie się zachowywali.. 
Jak by to były jakieś roboty lub coś w tym rodzaju. 
Spojrzałam na swój plan i ewidentnie miałam teraz mieć w-f, ale dlaczego nikogo nie było na tym popieprzonym boisku?
Dlaczego nikt nie robił rozgrzewki?
I dlaczego taka głucha cisza panuje w szkole?!
Naprawdę, to staję się naprawdę dziwne.
Nie czekała tylko poszłam do szatni z zamiarem przebrania się na w-f i pójściem na niego.
Nie chciało mi się dzisiaj naprawdę nic, już chciałam powiedzieć że zapomniałam stroju no ale i tak by się od kogoś znalazł, więc po co kłamać?
Już zawiązałam buty, kiedy usłyszałam krzyki z sali gimnastycznej. 
- O cholera! - powiedziałam pod nosem i popędziłam szybko jak tylko mogłam na salę. 
Drzwi od sali było lekko uchylone a wszędzie były ślady krwi, otworzyłam szeroko usta i już chciałam krzyczeć ale szybko zatkałam usta dłonią. 
Do moich oczu napłynęła momentalnie tsunami łez, zmył mi cały makijaż. 
W przeciągu minuty wyglądałam jak jakieś widmo, ale jeszcze lepiej jak jakaś czarownica. 
Zauważyłam leżącą Iggy, która chciała się podnieść.. 
Nie miała tyle siły, usłyszałam jeden, drugi i trzeci strzał.. 
Krzyknęłam! Chciałam podbiec do niej i ją jak najmocniej przytuli, i myślałabym, że to coś da.. 
W połowie drogi znów usłyszałam strzały, tym razem to ja padłam na podłogę.. 
Kolejne trzy strzały.. 
Moje powieki stawały się strasznie ciężkie.. 
Osoba która wykonała strzały nachyliła się nade mną, lecz nie miałam tyle siły by na nią popatrzeć i już odpłynęła 

NA DOBRE.. 


Obudziłam się cała zalana potem.. 
Spokojnie Liliana to tylko był zły sen, teraz wiesz że nie możesz oglądać horrorów sama.
Ten sen był bardzo realny nie dosyć, że dzisiaj miałam na pierwszej lekcji w-f tak jak w tym powalonym śnie.. 
A co jeśli tak się stanie?! 
Co jeśli, to jest mój ostatni dzień w moim życiu?!
Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 5.45, nie było mi już dane zasypiania, gdyż, iż, ponieważ za 15 minut miałam wstawać.
Wstałam w stanie żółwia z łóżka, podeszłam do szafy i wybrałam jakieś rzeczy, nie zważając na to jaka jest pogoda, wzięłam czarne rurki z dziurami, do tego bluzka z Nirvany, czarne vans'y a włosy upięłam w kucyka. 
Weszłam do łazienki i miałam taką chęć wzięcia sobie zimnego, wręcz lodowatego prysznicu, no ale jestem nieraz takim leniem że nie chce mi się nawet takiej prostej rzeczy zrobić jak ta. 
Umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż oraz założyła swojego kolczyka we wargę, czyli moją kochaną i najszczęśliwszą czarną podkowę (nie pytajcie dlaczego).
Zeszłam na dół i zrobiłam sobie ciepłą herbatę, ale może powinnam wypić coś zimniejszego? 
Z jednej strony było mi cholernie zimno, a z drugiej cholernie gorąco. 

Takie życie Lili.. 

Zajechałam pod szkołę i było tak samo jak w moim głupim śnie. 
Wyszłam ostrożnie z auta, po czym zamknęłam go pilotem i rozejrzałam się dookoła. 
Nie no o tej godzinie co ja przyjeżdżam do szkoły wszyscy już coś robią przed dziedzińcem szkoły, a tu przywitała mnie głucha cisza.. 
Może powinnam się bać?
Po tym jak zastałam otwarte drzwi domu i ten liścik, to jest jak fragment z horroru. 
Na całe szczęście weszłam do szkoły a tam trwał straszny harmider, nie wiadomo co się stało. 
Wszystko działo się tak jakby wybuchła bomba! 
No i Wszystko eksplodowało.. 
Sprintem przebiegłam całą szkołę, żeby dostać się do szatni a tam na całe szczęście zastałam żywe, całe ani draśnięte roześmiane dziewczyny i kilku chłopaków, między innymi Jack, Josh, Mickey, Ben i Nicki. 
- O nasza spóźnialska się odnalazła. - zaśmiał się uroczo Nicki i uśmiechnął się do mnie. - Zaspałaś czy co? - dodał 
- Jaka spóźnialska? Przecież jestem na czas tak? - przywitałam się z chłopakami ale nigdzie nie było Iggy. - A gdzie jest Iggy? - zapytałam. Mówiąc szczerze jak nie było Iggy to się tak jakoś dziwnie czułam. 
- Nasza Jonas, jest chora na ćwiczenia zręcznościowe i tak wiesz nie przyszła. -  powiedziała właśnie... jak ona tam miała chyba Rose.
Wiem że jest tak tępa co mój nuż do krojenia chleba, jest blondynka ale przefarbowała się na brąz. 
Wiecie żeby sobie nie myśleli że jest jakaś inna od nas.. 
Ale okay. 
- Dla twojej wiadomości Rose, to Iggy jest chora. Ma gorączkę, bóle gardła i z tego co mi jeszcze wiadomo wymiotuje. - Jack, najwyraźniej był na nią stanowczo zdenerwowany, ja nie wiem czy ona naprawdę taka jest czy tylko udaje, ale wiem jedno że nie podoba się Jack'owi ani żadnemu chłopakowi z ,,naszej paczki,, tak mi mówili. 
Teraz dziewczyny tak zwane ,,pierwszaki,, mają szał na ,,świtę Hemmingsa,, 
Tsa.. 
- Jak to chora?! Z kim ja będę siedzieć na lekcjach?! - zapytałam oburzona, wiem że znajdzie się jakaś osoba, każda by chciała ze mną siedzieć. 
W przeciągu kilku dni wyrobiłam sobie w tej szkole niezłą renomę.
Tylko ten nauczyciel od biologi.. 
No wyszło jak wyszło, nie była to moja wina, lecz głąba numer 1 Luka Hemmingsa i głąba numer 2 Caluma Hooda! 


UGH! Idioci   

Dzwonek.. zapraszający uczniów na poszczególne zajęcia..
A mnie zapraszający na wychowanie fizyczne.. Taaak! jak ja to kocham (kocham sarkazm.. strasznie) 
Nie miałam czasu przez tą przerwę na przebranie się, nie czekając ani nie patrząc na to że w szatni znajdują się chłopacy (prędzej czy później tak czy tak zobaczyliby mnie w stroju kąpielowym) przebrałam się w strój sportowy, założyłam swoje air max'y, popatrzyłam na przyjaciół którzy mieli otwarte buzie. 
- Nie chce wam nic mówić, ale zaraz każdemu po kolei wleci mucha. - popatrzyłam na nich z uśmiechem i wyszłam ze szatni, gdzie poszłam na boisko. 
- No dzisiaj się wam upiekło, nie będziemy robić ćwiczeń zręcznościowych. - powiedział trener zapatrzony w jakieś kartki. 
- Ehem.. przepraszam, a co będziemy robić? - Zapytała Rose, nie wieże że każą przychodzić w takich bluzkach z takim wielkim dekoltem na lekcje.
- Jak to co? Hall nie ośmieszaj się, proszę! Dzisiaj będziecie grać w piłkę nożną, tak jak i chłopacy. - o jacie! Nie wiedziałam że od mojej dawnej szkoły wpuszczą nas na boisko, żebyśmy mogły sobie pograć w nogę...
Jekja ale się jaram! Aham, a czy wam też wspomniałam że Hemmings i jego kumple też są z nami na lekcji? 
- Co?!Ja nie będę grała w tą popieprzoną piłkę nożną, niech pan sobie to wybije z głowy. - Ojojoj, ktoś nie wykonuje polecenia nauczyciela.. 
- W takim razie nasza księżniczka Hall, będzie całe dwie godziny biegać, gdyż obie lekcje gramy, więc wybieraj Rose. Grasz i się trochę męczysz, czy może męczysz się całe dwie godziny i przerwę nad bieganiem. - powiedział zafascynowany trener. Oczywiście że ja wybrała bym piłkę nożną, ale jak woli sobie pobiegać to proszę bardzo, tartan czeka. 
- Pff.. gdzie tu sprawiedliwość? - powiedziała pod nosem, na co trener nic nie powiedział tak jak by ma na nią totalną wylewkę. 
- Dobrze drużyny będzie wybierać.. - spojrzał na chłopaków i powiedział - Hemmings i Blue, przypominam że wybieracie czterech chłopaków i jedną dziewczynę, Hemmings zaczyna. - rzecz jasna jestem pewna że żaden mnie nie weźmie, ale jak by miał mnie ktoś wziąć to wole Jack'a. 
- Ash, Mike, Cal, Fred i.. - popatrzył na wszystkie dziewczyny zatrzymał się na mnie i na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek. - I Liliana. - nie wiedziałam co mam powiedzieć, zamurowało mnie. Podeszłam do ich grupy i popatrzyłam na Jack'a przepraszająco, na co uśmiechną się do mnie przyjaźnie i wybrał swoją ekipę. 
- Dobrze a więc resztę podzieli się jakoś i wygrana drużyna będzie grała z kolejną. - powiedział trener i podał nam piłkę, już mi się nie chciało grać ale nie poddam się i pokażę im jak to się gra w Polsce i innych miejscach tam gdzie mieszkałam. 
- Mam nadzieje Evans, że grasz tak dobrze jak wyglądasz. - Hemmings klepną mnie w jeden z moich pośladków i dodał - Bo jeśli nie to będę musiał ciebie wymienić na Rose, ale ona jest tak tępa, że nie wiem co to piłka. - zaśmiał się i puściła mój pośladek, reszta chłopaków z ,, naszej drużyny ,, zaśmiała się na poczynania Luka.  
Gra się rozpoczęła byłam na obronie, ale nikt nie chciał mi podawać piłki. 
- Evans uważaj podaje do ciebie. - Krzyknął chłopak z bandamką na głowie, piłka do mnie przyleciała, z zwinnością jak Neymar czy Messi omijałam każdego, aż nagle piłka znalazła się w bramce. 
- Przepraszam chłopaki. - powiedziałam przepraszająco do moich przyjaciół. - Chce wam pokazać jak tu się gra. - uśmiechnęłam się do niech i pobiegłam na swoją połowę, chłopakom z mojej drużyny opadły szczęki. 
Oparłam się rękoma o swoje kolana i powiedziałam do ich. 
- Widzicie? Tak się gra w Polsce a nie.. - gra się znów rozpoczęła, jak to krzyknął do mnie Hemmings ,, Nie chap się tak na tą piłkę bo ci ją zabiorą ,, Ta.. mi jej nie odbiorą, wiem co robię. 
Kolejny gol zawitał dla nas, drużyna Jack'a miała kilka okazji na wstrzelenie nam gola, ale ja jak i reszta na to nie pozwalała. 
Przerwa, wygraliśmy z nimi 10 - 3. 
- Evans, czy mógłbym cię prosić na chwilę do kantorka? - zapytał trener, na co pokiwałam głową i poszłam za nim. 


- Możesz mi powiedzieć, gdzie ty się tak dobrze nauczyłaś grać w piłkę nożną? - Ja pierdziele jakie zdziwienie, to dziewczyny nie mogą grać w nogę? 
- Wie pan co.. w Polsce można tak powiedzieć, chodziłam do takiego klubo piłkarskiego i tam grałam z chłopakami, ale nie mogłam z nimi jeździć na żądne zawody, chyba że ich dopingować. - powiedziałam z dumą - Potem wyprowadziliśmy się do Londynu, tam tata miał przyjaciela który jest trenerem w Chelsea Londyn, tam również uczęszczałam i grałam n treningach z piłkarzami. Mogę powiedzieć, że to oni mnie tak nauczyli grać w nogę. - zaśmiałam się i popatrzyłam na zdziwioną twarz trenera. 
- Dobrze Evans, takie talentu tu nam brakowało. - powiedział - Możesz już iść na przerwę - dodał - A i jeszcze jedno, żeby były wyrównane szanse teraz posiedzisz sobie na ławce i popatrzysz na innych jak grają. - uśmiechną się do mnie. 
- Ale jak to?! A kogo pan chce na moje miejsce postawić?! - w tym momencie byłam oburzona. 
- Rose Hall, zobaczymy jak ona będzie zajmowała się piłką. - zaśmiał się. Wyszłam z jego kantorka i poszłam do szatni a tam zastałam zmartwionych przyjaciół. 
- Hej! Jack! Ja rozumiem, że chciałeś mnie mieć w swojej drużynie, ale i tak już nie będę grała. - usiadłam na jego kolanach i przytuliłam go dla otuchy, ale nic nie powiedział tylko wtulił się we mnie jak dziecko w pluszaka. Spojrzałam na resztę, mieli taki sam wyraz twarzy co Jack.
- Hej co się stało? - popatrzyłam na nich ale żądne z nich nic mi nie chciało powiedzieć, aż tak przeżywali przegraną? 
- Do cholery, powie mi ktoś co się stało czy mam sama dojść do tego?! - wstałam na równe nogi każdy chciał coś już powiedzieć, ale popatrzyli na Jack'a spojrzeniem, żeby to on mi wszystko wytłumaczył. 
- No dalej słucham was.. - nie wiedziałam na co mam liczyć, na złe wiadomości czy może i jeszcze bardziej złe.. sama już nie wiem. 
- Lili... Iggy... bo ona.. - nie dokończył bo tak jakbym mogła z jego głosu wyczytać strasznie mu się łamał.. 
- CO z nią?! Jack gadać co się z nią stało?! - nie wytrzymałam wybuchłam. - Cholera! Jack co się z nią do jasnego aniela stało?! - miałam łzy w oczach, ale powstrzymywałam się od łez. 
- Masz przy sobie telefon? - zapytałam 
- Ta. tak ostatnia torba pod oknem. - powiedział a ja jak strzała wybiegłam z naszej szatni, a udałam się do męskiej. Weszłam do środka, a moje oczy skanowały każdego chłopaka, gdy nagle spoczęły na torbie Jack'a. Podeszłam do niej i zaczęłam w niej szukać jego telefonu. 
- Cholera, gdzie masz ten pieprzony telefon. - powiedziałam cicho pod nosem. - Lili, czy rodzice nie nauczyli cię, że w obcych rzeczach się nie grzebie. - usłyszałam za sobą głos.. głos którego tak nienawidziłam i to strasznie.. 
- Nauczyli, ale na to, akurat mam pozwolenie. - wreszcie poszukałam poszukałam ten piekielny telefon, chciałam wychodzić ale zagrodzono mi drogę. Napotkałam przed swoimi oczami gołą klatkę Luka, ja pitole jego wyrzeźbione ciało wyglądało tak idealnie.. 

Stop! Stop! Stop! Lili hamuj! To nie jest osoba dla ciebie! 

- Przepuść mnie, albo gorzko tego pożałujesz. - warknęłam na niego, przez co zaśmiał się na całą szatnie a reszta chłopaków z nim. 
- A co ty mi możesz zrobić, kochanie. - złapał się swoich ramion i popatrzył na mnie kpiąco. - Ty nawet muchy byś nie skrzywdziła. - zaśmiał się. 
- Tak, a może bym zrobiła takie coś? - podeszłam szybko do niego i zadałam cios z kolanka prosto w jego prywatność. - I nie nazywaj mnie kochanie. - zaczął się zwijać z bólu. Wyszłam ze szatni i wybrałam numer Iggy. 
- Dalej kobieto odbierz.. - chodziłam w kółko, i czekałam aż po trzecim sygnale odbierze, ale załączała się sekretarka. Zadzwonił dzwonek na lekcje, cały czas próbowałam się dodzwonić do Iggy, ale dopiero po którymś razie odebrała. 
- Halo?! Iggy?! Co się stało?! Dzwoniłaś do Jack'a a on mi nic nie chce powiedzieć?! - zaczęłam zadawać milion pytań na minutę. 
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie szloch - Liliana? Czy to ty? Tutaj mama Iggy.. - kobieta wybuchła głośnym płaczem po moich policzkach zaczęły spływać łzy. 
- Coś się stało. - zaczęłam cicho szlochać do telefonu, a po dłuższej chwili uzyskałam wiadomość. 
- Czy mogłabyś przyjechać... to znaczy po tej lekcji co teraz masz? To jest bardzo ważne.. - jeśli mama Iggy odebrała jej telefon i zaczęła płakać to stało się coś złego. 
- Oczywiście że tak, tylko będzie mi pani musiała wysłać adres gdzie mam przyjść. - wytarłam swoje łzy spływające po moich policzkach bo z szatni zaczęli wychodzić na w-f. 
- Dobrze, ale to napiszę ci dopiero jak wyjdziesz już ze szkoły, nie chce cię stresować, żebyś na lekcji nie kontaktowała. - przytaknęłam, chociaż i tak tego kobieta nie widziała, poszłam odłożyć telefon Jack'a na swoje miejsce i wyszłam z tego miejsca. 


Dlaczego w takich momentach musi się wszystko popsuć?! 


Zaraz jak zaszłam nie ustawiłam się do swojej drużyny, tylko usiadłam na ławce. Nie wiem co się dzieje z Jonas, ale nie są to dobre wieści. 
- Halo? ziemia do Lili. - Hood zaczął machać przed mną rękoma, a ja natomiast tępo patrzyłam się krajobraz przed moją twarzą. 
- Nie, nie chłopcy. Żeby były wyrównane szanse, dostajecie zamiast Liliany, Rose. - powiedział trener, wszyscy śmiali się tylko nie nasza ósemka. (ja, Jack, Josh, Mickey, Ben, Nicki, Lily i Sam)
- CO?! Proszę trenera, Rose nie wie co to piłka! Ona dobrze tego nie umie odbić ani biegać, a co dopiero grać. - Hemmings mówiąc to podszedł do trenera trzymając się za miejsce w które kilka minut temu dostał i dodał. - Ja rozumiem że Lili jest dobra, ale jak nie ma grać to może jakąś inną chociaż osobę tylko błagam nie Rose. - Luke wręcz błagał o inną osobę, ale trener pokiwał przecząco głową. 


Gra się już dawno rozpoczęła, tym razem był remis. Przez nie uwagę Hall piłki dostawał kto inny, faktycznie nie umiała nawet jej odbić. 
Czekałam teraz tylko na wybawiający dzwonek, ale nie musiałam na niego długo czekać, gdyż ja jestem judaszem i wszystko potrafię sobie wykrakać, so. 
Szybko pobiegłam do szatni i przebrałam się w swoje rzeczy, wzięłam jeszcze na chwilę telefon Jack'a, napisałam sms'a do Iggy, gdzie mam się udać. 
Szybko wybiegłam z taksówki, wpisałam w gps nazwę ulicy, gdyż nie znałam żadnej chyba że drogę z szkoły do domu do tak. Odpaliłam silnik i ruszyłam


Jak się okazało ulicę na którą poprowadziła mnie nawigacja okazała się szpitalem. 
Zaparkowałam samochód, wzięłam torbę i wyszłam ze samochodu zamykając go na zamek, następnie udałam się do szpitala. 
- Dzień dobry, ja chciałabym się zapytać o Iggy Jonas. - zapytałam kobietę w recepcji. 
- Tak, została przywieziona jakąś godzinę temu. - powiedziała starsza kobieta. - A pani jest kimś z rodziny? - zapytała 
- Nie jestem jej najlepszą przyjaciółką, czy mogłabym się dowiedzieć gdzie ona leży. - kobieta popatrzyła w karty i powiedziała 
- Drugie piętro, sala 216. - podziękowałam i szybko udałam się w wyznaczonym mi kierunku. 
Pod salą zastałam całą zapłakaną mamę Iggy i jej tatę. 
- Dzień dobry. - powiedziałam niepewnie i podeszłam do nich bliżej. Wtedy zobaczyłam Iggy podłączoną do tych wszystkich komputerów. Łzy zaczęły mi lecieć mimo tego że nie miały. 
- Co..coo sie stało..? zapytałam roztrzęsiona.. 
- Iggy... ona jest... w śpiące.. - jej mama zaczęła płakać coraz głośniej. - I nie wiadomo... czy z tego.. wyjdzie.. - zaczęłam ryczeć jak małe dziecko, nie poważałam na to że ludzie koło mnie przechodzili i gapili się na mnie jak na idiotkę. Osunęłam się po ścianie i schowałam twarz między kolanami. 

Iggy.. ona mogła ... się już nie wybudzić?.. 

________________________________________________________________

OD AUTORKI:
Nie spodziewałam się że będzie taka drama... 
Myślałam, żeby coś innego napisać, ale 
napisałam to. 
Nie wiem czy wam się podoba w ogóle 
to opowiadanie?
Większość z was tylko wchodzi na to,
mówi że są za długie rozdziały, ale 
jak bym pisała takie krótkie jak na swoim 
z jednych opowiadań, to potem byłoby 
,,Dlaczego one są takie krótkie i w ogóle,, 
Jeśli nie chcecie, mogę usunąć tego bloga, i nie będzie wcale go ;//
Nie piszecie również KOMENTARZY to co ja mogę o tym sądzić? 
Rozdziały jak już pisałam pod pierwszym rozdziałem będą ukazywane we 
WTORKI!!! 
Cieszę się, że pod ostatnim rozdziałem było prawie 900 wyświetleń :)) 
Jesteście naprawdę wielcy <3 
Dziękuje również, za komentarze napisane przez ,, Luke Hemmings, Pingwinek Hemmings, Nika6983, Patrycje Kowalczyk i Brave oraz jednego Anonima 
za napisanie takich komentarzy <3 
Przydają się zawsze takie, wiecie lepiej się pisze. 
No ale dobra już koniec. 



środa, 12 listopada 2014

卌 Chapter 2

Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI GDZIEŚ SĄ! 
NIBY POPRAWIAŁAM, ALE ZAWSZE GDZIEŚ SIĘ JESZCZE ZNAJDZIE!! 
_________________________________________________________________

Myślałam, że mój dzień zacznie się jak codziennie, ale niestety moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Ja codziennie, wstałam i ubrałam się, zrobiłam poranną toaletę itp. Nie czekając zaspana pomaszerowałam na dół z myślą, że moja kochana mama zrobiła mi śniadanie. Załamałabym się gdyby mi tego nie zrobiła. Moje śniadanko czekało na mnie, czyli moje kanapki ciepła herbata i liścik od rodziców. 


Lily:
Nie czekaj na nas z obiadem,
niestety nie będzie nas w domu do późna.
Obiad masz uszykowany, tylko sobie go odgrzej. 
Możesz zaprosić Iggy żebyś sama się nie nudziła. 

Mama xx

Jak by mnie adoptowali to pomyślałabym, że naprawdę muszą tak pracować i nie mają czasu na nic innego, ale tak nie jest!
Pracują ponad 24h i nigdy nie mają do mnie czasu.. Nawet wakacji razem nie spędziliśmy, byłam sama ze swoimi przyjaciółmi. Rodzice wtedy powiedzieli że jestem na tyle dorosła że mogę już sama podejmować decyzje, no więc tak po prostu wygnali nie z domu.. Uwieście że nie chcielibyście takich rodziców takich jak moich. 


- Liliana! - gdzieś tam w oddali usłyszałam swoje imię, automatycznie przekręciłam głowę do tyłu i zobaczyłam Iggy, machającą w moją stronę. Stała .. No właśnie nie wiem z kim. - Liliana choć! - krzyknęła znów, i uśmiechnęła się z oddali do mnie. Schodząc ze schodów upuściłam swój zeszyt, który spadł na nas dół, z głową która patrzyła teraz na schody zbiegłam po nic i gdy już chciałam pochylić się po swój zeszyt, on znalazł się pod moimi oczami. 
- Chyba coś upuściłaś. - zwrócił się do chłopak w zielonych włosach. 

Zaraz! To jest chyba ten koleś, co przypadkowo usiadłam na ich miejscu..  

- Dzi.. Dzięki - chłopak uśmiechnął się do mnie i podał mi moją własność, odwzajemniłam jego gest i szybkim tempie podeszłam do Iggy. 
- Hej Lily. - Przytuliła mnie na powitanie i uśmiechnęła się do mnie, również dostrzegłam Jack'a, który również przywitał się ze mną przytulasem. Stałam tak i patrzyłam na wszystkich jak ze sobą gadają, stałam pomiędzy Jack'iem a Iggy. 
- Jezus.. gdzie nasze maniery. - w końcu ktoś się do mnie odezwał. - Nie przedstawiliśmy ci naszych pozostałych znajomych. - Jack uśmiechnął się do mnie i zaczął. - No wiec tak,teraz w naszym gronie będą 2 Lily, no to po mojej lewej jest Lily, potem jest Mickey (czytaj Miki), kolejny to Ben, Josh, Nicki i Sam. - powiedział i uśmiechnął się. - A to jest nasza Polska Liliana. - wziął mnie za rękę i obrócił dookoła mojej osi. 
- Jack, ni kręć nią tak bo się jej jeszcze niedobrze zrobi. - powiedział z promiennym uśmiechem Mickey. 
- Ha ha, bardzo śmieszne. W odróżnieniu do ciebie ciulu to mnie wszystkie laski kochają, bo jestem tak przystojny. - pokazał nam się jako model, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nie powiem, że nie był przystojny, bo bym skłamała lecz jego koledzy byli niczego sobie. Wszyscy usłyszeliśmy dzwonek na co uszyliśmy do szkoły. 


- Witajcie moi drodzy. - powiedział nauczyciel od biologi. Znowu ostatnia ławka była wolna. ,,Czy oni naprawdę muszą się tak spóźniać?,, - Dobrze to teraz sprawdzimy obecność. - w tym momencie do klasy weszli roześmiani ci chłopacy jak oni tam mieli.. Hemmings i Hood. 
- Luke i Calum.. - spojrzeli w stronę nauczyciela i zmrozili go wzrokiem. - Proszę was usiądźcie już na miejsca. - To tak mają na imię! Luke i Calum.. Ale teraz który to który. Nauczyciel zaczął wyczytywać listę i w końcu wyczytał moje nazwisko i imię, przez co cała klasa spojrzała się na mnie włączając w to Luka i Caluma. 
- Jestem. - powiedziałam trochę cicho ale nauczyciel to usłyszał i jechał dalej z nazwiskami. Otworzyła zeszyt na ostatniej stronie i w tym momencie co chciałam coś zacząć rysować usłyszałam tylko to . 
- Evans do odpowiedzi. - no kuźwa nieźle! nic się nie uczyłam! będzie szmata.. wstałam z miejsca z cichym westchnieniem i podeszłam do tablicy. Usłyszałam śmiechy po niektóre osoby i czekałam aż nauczyciel napisze mi na tablicy to co miałam do rozwiązania. Jak to zobaczyłam pomyślałam sobie. 
- Czy oni tu już naprawdę nie mają lepszych zadań tylko takie jak dla 5-latka?!
Bez problemu je rozwiązałam, nie było aż tak źle. 
- Bardzo dobrze, tylko tutaj się pomyliłaś i jeszcze tutaj ale jest dobrze. - powiedział i napisał ocenę do dziennika. - 5- panno Evans, proszę usiąść. 
Te głupie uśmieszki, Hemmingsa i Hooda doprowadziły, że aż sama chciałam się uśmiechnąć. 

OPANUJ SIĘ KOBIETO! 

Kolejna do odpowiedzi poszła Iggy, dzisiaj cała lekcja pytania. Czyli ogólnie to same nudy będą. Otworzyłam swój zeszyt na końcu, chociaż to trochę było dziwne bo jak szłam do odpowiedzi był otwarty. Gdy zobaczyłam to co zostało tam napisane otworzyłam swoje usta w karpia. 
- What The Fuck?! - powiedziałam na głos i szybko zatkałam usta, nie wierzyłam że to powiedziałam. Cała klasa zaczęła się śmiać a najgłośniej dwójka obok mnie! 
- Evans, bo zaraz ta twoja ocena zmieni się na niedostateczną! Proszę trzymać takie słownictwo za zębami. - kiwnęłam głową i spojrzałam na Hooda i Hemmingsa! 
- Po jaką cholerę mi są potrzebne wasze numery?! - powiedział po cichu - Wy macie 5 lat czy co? Karniaki wstawiają tylko takie małe dzieci z przedszkola. - dodałam. 
- No wiesz Evans, nie zostawia się zeszytu otwartego. A szczególnie gdy my siedzimy przy tym. - powiedział triumfalnie zgaduje że to był Luke. 
- Dzięki. - popatrzyłam przez chwilę na nich i znów dostałam uwagę. 
- Liliano! Nie gadaj! 
- Ale ja nie gadam! To ci dawaj mnie zagadują! - pokazałam na nic a oni tylko się uśmiechnęli w stronę nauczycielki. 
- Evans, nie chcesz mnie wyprowadzić z równowagi.. - powiedział ze spokojem nauczyciel. - Jeszcze jedno słowo, a wylądujesz u dyrektora. 
- Ale.. - nie dokończyłam bo mi przerwano. 
- Powiedziałem. - spojrzał na mnie z pod tych swoich okularów. 
- No, no jesteś powalony jak paczka dropsów. - powiedziałam na tyle cicho, ale szmaciarz to usłyszał. 
- Liliano Evans! Proszę do dyrektora! Ale to biegiem. - spakowałam swoje rzeczy i mój nowy iphone wyleciał z kieszeni. 
- Fuck! - krzyknęłam i go podniosłam. - Proszę się nie martwić, już idę. - wzięłam torbę i gdy szłam w stronę drzwi, że za mną ktoś jeszcze idzie. 
- No nieźle. - powiedziałam gdy popatrzyłam kto idzie za mną. - A wy czego tu chcecie? Nie dość że przez was muszę iść do dyrektora, to nie była moja wina, to nacie czelność jeszcze iść ze mną?! - nic nie odpowiedzieli tylko prychnęli pod nosem i popatrzeli na mnie. 
- Kochaniutka, nie wiesz z kim zadzierasz. - blondyn złapał mnie i przywarł do szafek. - A więc teraz grzecznie idziesz z nami, chyba że chcesz iść to tego po pieprzonego dyrektora i dostać karę. - wysyczał przez zęby do mojego ucha. Próbowałam go odepchnąć, ale to tak czy tak nic mi nie dawało. 
- Słuchaj nie wiem kim jesteście, ty i twoi koledzy.. Ale nie chce mieć z wami żądnego do czynienia! Jesteście jacyś dziwni, chyba was bóg opuścił. - w tym momencie co to powiedziałam zabrzmiał dzwonek i wszyscy wychodzili z klas, patrzeli się na nas jak byśmy byli jakimś obiektem z muzeum. 
- Rozprawimy się z tobą jeszcze, kochanie.. - powiedział - I uwierz, żeby nikt się w ciebie nie zaczynał.. bo może źle z tym z kończyć! - i odeszli zostawiając mnie kompletnie oszołomioną. 
- Lily! Nic ci nie jest? - Moment po tym jak tam ci odeszli zjawił się zmartwiony Jack. - Lily? 
- Nie nic.. - powiedział i odeszłam z tego zbiorowiska. 



Siedzę teraz na matmie, i kobieta kompletnie się nami nie interesuje. Znów siedzimy w ostatniej ławce, tym razem potrójnej. Siedzę pomiędzy Iggy a Jakc'iem. W klasie znów znajdują się poprzednicy, przez których wylądowałam u dyrektora, lecz tym razem była czwórka. Przed nami również siedział Mickey i Ben. 
- Lily, powiesz nam w końcu co wydarzyło się na tej przerwie. - Jack, zaczął się o mnie troszczyć, jak nikt inny. - Jak coś ci zrobili, to przysięgam że zabije ich gołymi rękoma. 
- Blue.. ile razy jeszcze to powiesz? Mówię ci że nic się nie stało.. tak po prostu tylko rozmawialiśmy, nic po za tym. - ciągle tylko, 


Lily co się stało?! - Zrobili ci coś?! - Dobierali się do ciebie?! - Powiedz coś!



Te słowa cały czas siedziały w mojej głowie. Co chwile ktoś do mnie mówił o tym co zdarzyło się na korytarzu. 

- Jeszcze raz któreś z was powie o tym i ja was uduszę gołymi rękoma! - popatrzyli na mnie ze zdziwionymi minami i już się zamknęli. - Dziękuje, czy tak trudno było?. 
- Hej.. słuchajcie może po Angielskim pójdziemy na miasto, tak czy coś? - powiedział radośnie Mickey, czy ten człowiek kiedyś był smutny lub coś? - No bo tak czy siak mamy świetlice, chcecie siedzieć na nich? Pójdzie się do Starbucks na kawę.. No nie dajcie się prosić. 
- Ja jestem za tak. - poparłam go w sumie i tak nie miałabym co robić.. sooł. 
- Czyli mamy ustalone. -uśmiechnął się i akurat zadzwonił dzwonek. 



- Dobrze, słyszałam że mamy nowa koleżankę w klasie? Nie miałam okazji jej poznać. - Nauczycielka popatrzyła na mnie z miłym uśmiechem, była młoda.. ja wiem mogła mieć z 26 lat nie więcej. - Dowiedziałam się również, że pochodzisz z Polski. Opowiedz coś nam o sobie. - usiadła na krześle i czekała na mnie aż zacznę. 

- So, jestem Liliana Evans, pochodzę z Polski. Nie mam rodzeństwa, przeprowadziliśmy się z rodzicami tutaj do Sydney, bo mają swoją firmę.. i no.. - uśmiechnęłam się do niej na co odwzajemniła uśmiech i powiedziała. 
- Dobrze... to sobie dzisiaj popytamy.. pierwszy ktoś na ochotnika? - nikt - No dobrze to pan Michael Clifford, zapraszam. (okay) 
W sumie nie zdziwiłoby mnie to gdyby któryś ze starszych uczniów, przeleciał taką młodą nauczycielkę jak ona. Często gęsto zdarza się to w szkołach. Ale to mniejsza o to, w tym momencie Michael był na etapie podrywania naszej nauczycielki od angielskiego. Spojrzałam pytającym spojrzeniem na Mickey'a, ale ten tylko po kręcił głową i zaśmiał się cicho.
- O co z tym wszystkim chodzi? Co? - zapytałam chłopaka.
- Oj Lily, widać że jesteś nowa. - Uśmiechnął się i dodał - Widzisz, jak to nazwać.. Ta nauczycielka to tak jak gdyby jego dziewczyna. - Myślałam że ogłupieje..

Michale i starsza od niego nauczycielka.. razem? Ahaha.. jaka patologia.
- Okay, ale ty nie tak na serio? - Śmiać mi się chciało jak się o tym dowiedziałam.
- Nie no serio, który normalny człowiek odzywałby się do nauczyciela po imieniu? - no fakt, u nas tak nie można było.. zresztą jak w każdej normalnej szkole.

Miałam wielką ochotę na wzięcie dłuuuuugiej chłodnej kąpieli, jest prawie 40°C a jak by to nazwać..
Gangsa Hemmingsa jest ubrana na czarno, do czego słońce szybko łapie.
- Lily, jesteś samochodem czy pieszo? - przed mną stanął Jack i wyrwał mnie z moich myśli.
- Dzisiaj przyszłam pieszo, sooł.. ktoś musi mnie zabrać. - Założyłam na nos swoje czarne RayBan'y i czekałam.
- Oczywiście, że pojedziesz ze mną i Iggy. - Powiedział radośnie Jack
- No to na co czekamy? Jedźmy bo mam ochotę na mrożoną kawę.

- Okay, mam iść zamówić czy ktoś inny idzie? - Zapytałam sięgając portfel. - Tak myślałam - zaśmiałam się.
- Poczekaj idę z tobą. - Usłyszałam słowa Jack'a i poszliśmy razem.
- Lily, jest taka piękna. Nasza jedyna poleczka.. - okay, zaczął sobie nucić piosenkę o mnie.
- Jack, proszę cię. - Zachichotałam, czekaliśmy prawie że na końcu kolejki.
Straszny był dzisiaj tłok. 
- No co, muszę podziękować twoim mamie i twojemu tacie, że przywieźli nam takiego skarba. - Po tym musnął lekko mój policzek ,przez co one aż płonęły od moich rumieńców. W radiu usłyszałam moją ulubioną piosenkę ,,Part of me - Katy Perry,, zaczęłam ją nucić pod nosem, przez co wywołałam u Blue'a wielki uśmiech.
- Czego się tak śmiejesz? Siano widzisz czy konia widzisz? - zaśmiałam się przez co kilka osób z kolejki spojrzało się na nas.
- No opanuj się Jack, ludzie już na ciebie patrzą. - Powiedziałam poważnie jak tylko mogłam ale mi nie wychodziło to.

Po jakiś 15 minutach, może więcej nadeszła na nas kolej do kupowania.
- Dzień dobry, witamy w Starbucks co podać? - blond dziewczyna za kasą ewidentnie była zmęczona tym całym mówieniem, dzień dobry bla bla bla..
- No wiec po prosimy... - nie dokończyłam bo mi pan mądraliński przerwał.
- Kelly, po prostu weźmiemy to co zawsze, tylko teraz jedno więcej. - Dziewczyna która, jak się okazało ma na imię Kelly uśmiechnęła się promiennie do Jack'a i poszła robić nasze zamówienie.
- Ty ją znasz? - Zapytałam ze zdziwieniem.
- Przebywamy tutaj tak często, że wszyscy w tej kawiarni nas znają.
- Dobrze, czyli do waszej paczki dołączyła? - po patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem.
- Liliana.. po prostu Lily. - Uśmiechnęłam się do niej, dziewczyna zaczęła bazgrać coś na moim kubku i podała. Zapłaciłam za wszystkie kawy i poszliśmy w stronę naszego stolika.. oczywiscie kto siedział niedaleko nas? Nie kto inni jak oni...
- Ci też tutaj. - Powiedziałam cicho do Jack'a na co się zaśmiał.
- Przyzwyczaisz się. - no dla mnie do śmiechu nie było.. 


Po naszym udanym dniu, w kawiarni, w parku, w kinie postanowiłam już pójść do domu, w końcu jutro szkoła so.. 

Co chwile ktoś wydzwaniał do mnie. To stawało się gorsze niż jakieś dzieci bawiące się w ,, halo halo, tu policja.. itp. Nie odebrałam żadnego.. miałam nadzieję że się odczepi ten ktoś ode mnie, ale nie popuszczał. 
Mickey i Jack odprowadzili mnie pod sam dom, jestem im bardzo wdzięczna.. bo jak to oni powiedzieli. 

- Nie będziesz chodziła sama po nocach, nawet sama nie wiesz jakie w ciemnych zakamarkach czyhają niebezpieczeństwa 


Tsa.. wkręcać to i oni może umieją, ale nie dam się nabrać na ich głupie zabawy. 


- No nic chłopaki, dziękuje bardzo że odprowadziliście mnie aż pod sam dom. - zatrzymałam się pod furtką i uśmiechnęłam się lekko do nich. - Równie dobrze mogłam przyjść sama, to aż tak daleko nie było od kina. - dodałam. 
- Lily.. - zaczął Mickey. - Nie zaczynaj w ogóle tego tematu, proszę. - dodał i uśmiechnął się przelotnie w moją stronę. 
- Oh no.. mam już 19 lat.. chłopaki nie jestem 10 letnią dziewczynką. - powiedziałam - Ale dziękuje jeszcze raz. - ucałowałam ich policzki i wpisałam kod aby otworzyć furtkę, gdy weszłam na ganek dodałam. 
- Widzimy się jutro w szkole. - pomachał już chciałam od kluczyć drzwi, ale było otwarte. Byłam pewna na 100% że je zakluczyłam. 
- Dziwne.. - weszłam do środka, no niby nic nie zostało ruszone, ani skradzione, ale warto się upewnić. W tym momencie czułam się jak we horrorze, jeszcze tylko muzyczka wywołująca nieprzyjemny dreszczyk i gotowe. Poszłam do swojego pokoju i zobaczyłam tam liścik na moim biurku.. 

O cholera! Teraz to się naprawdę boję.. 


_________________________________________________________________



OD AUTORKI: 
Sooł, nie było wczoraj rozdziału
 bo nie miałam za bardzo weny. 
Więc jest dzisiaj, nie obraźcie się 
że wczoraj nie było błagam.. 
Teraz mam trochę nauki i
 nie wiem czy rozdziały będą co tydzień

DO NASTĘPNEGO KOCHANI ;**


Mam nadzieję że tak się uda.

wtorek, 4 listopada 2014

卌 Chapter 1

- Liliano! Zaraz spóźnisz się do szkoły! - ponaglała mnie mama, to będzie mój pierwszy dzień w nowej szkole. Jest Listopad, a ja dopiero idę do szkoły pewnie zastanawiacie się dlaczego tak jest a nie inaczej. 
O tuż moi drodzy, moi kochani rodzice mają kilka firm i co chwile się przeprowadzamy. Skaczemy z jednego kraju do drugiego, z jednego kontynentu na drugi. Tak naprawdę to jestem Czystą Polką, jak miałam jakieś 4-5 lat nasze wyprowadzki dopiero wtedy się zaczęły. Uwierzcie nie chcieli byście być na moim miejscu. Teraz mam co prawda 19 lat, ale od 15 lat nie byłam w swoim ojczystym kraju. Najdłużej gdzie byliśmy to było chyba w Los Angeles. Mieszkaliśmy tam 2 lata, kolejna nasza przesiadka była w Londynie, nie długo tam mieszkaliśmy zaledwie jakieś pół roku.. Tak myślicie sobie. ,, Jejku, jak super! Ona ale się najeździ po tym świecie,, Och, ach.. U mnie tak nie jest. Teraz mam tylko nadzieję, że tutaj zostaniemy już na stałe, wiecie tak mi mówili rodzicie i oby tak było. 
- Mamo.. daj mi jeszcze 5 minut. - zakryłam się poduszką i czekałam na jej cyrki, jakie zacznie mi wyprawiać. Z dołu usłyszałam krzyk taty ,,Wychodzę, widzimy się w pracy kochanie,, i zaraz za nim trzask drzwi. Nieraz myślę że oni są mega dziwni, a nieraz to naprawdę zdaję sobie z tego sprawę, że ich kocham. 
- Lily! Wstawaj nie ma czasu na leżenie! Nie potrzebnie siedziałaś na tym telefonie do późna. A teraz wstawaj widzę cię za 10 min w kuchni. - wyszła z mojego pokoju. Spojrzałam na zegarek 7.30. 
- Cholera. - Warknęłam. Wstałam wzięłam ciuchy czyli szorty, bluzkę z ćwiekami, całe czarne converse a moje włosy związałam w kucyka. Dzisiejsza aura sprzyjała, zresztą jak każdego dnia. Weszłam do łazienki, zrobiłam lekki makijaż przebrałam się z piżamy w swoje rzeczy, po czym zeszłam na dół gdzie czekało na mnie moje śniadanie i moja mama. 
- Lilianna.. dziecko zobacz która już jest godzina.. - nadaje jak taka kataryna. 
- Mamo, spokojnie jeszcze pewnie będę miała czas na obeznanie się z terenem. - wzięłam swoje śniadanie i schowałam do swojej torby, wzięłam jeszcze swój rozkład zajęć i plan całej szkoły. 

Muszę przyznać że jest duża. 

Wjechałam na parking samochodowy przed szkołą i pierwsze co, gdy wyszłam wszystkie spojrzenia były rzucone na mnie. Czy coś jest ze mną nie tak? Jestem gdzieś brudna czy co? Nie przejmując się nimi wzięłam do ręki plan zajęć i spojrzałam co mam pierwsze. 
- Super pierwsze 2 wychowania fizyczne. - powiedziałam pod nosem i poszłam w stronę budynku odszukać szatni. Nie uważając na nikogo szła zagapiona w tą kartkę, aż na kogoś wpadłam. 

,, - Świetnie Lily! Oby tak dalej!,, 

Spojrzałam na kogo wpadłam była to dziewczyna w długich blond włosach, ciemne oczy, dość wysoka, mogłam powiedzieć szczerze, że nawet taka wysoka jak ja (mam 178 cm) 
- Przepraszam, nie chciałam.. - zaczęłam jakoś.. 
- Nic nie szkodzi, czy ty czasami nie jesteś ta nowa.. jak ona miała.. Lilianna Evans? - zapytała uśmiechając się przyjaźnie. 
- Tak to ja. - również się uśmiechnęłam lekko i patrzyłam się na blondynkę. 
- Ja jestem Iggy. Iggy Jonas. - uścisnęła moją rękę i dodała. - Jesteś ze mną w klasie, a więc prawie wszystkie zajęcia będziemy mieć razem. - powiedziała - Teraz choć bo spóźnimy się na w-f, dzisiaj prawdo podobnie będziemy grać w siatkę. - powiedziała ze smutkiem w głosie. 
- Nienawidzę siatki. 


**

- No moi drodzy, poznajcie waszą nową koleżankę Liliannę Evans. Tak to ona, możecie się poznać na przerwie, dowiecie się co lubi a czego nie. A teraz rozgrzewkę poprowadzi. - trener spojrzał w jego dziennik nauczyciela i wyczytał nazwiska. - U dziewczyn Iggy Jonas, a u chłopaków Jack Blue, przypominam dziewczęta dzisiaj ćwiczymy siatkę, a chłopacy piłkę nożną. - i tak zaczynała się moja męka na w-f'ie. 

- Liliana, leci do ciebie! - krzyczała jakaś dziewczyna za mną, ale odbiłam nie wiedziałam nawet, że jestem taka dobra w te klocki. Nagle wszyscy usłyszeli wybawicielski dźwięk dzwonka, ogłaszający przerwę. Wszyscy zaczęli się zbierać do wyjście gdy nagle trener dodał swoje ostatnie słowa. - Przypominam, że w piątek będziecie robić na ocenę ćwiczenia zręcznościowe.. wszyscy mówię tutaj też do ciebie Jonas! - wszystkie dziewczyny skierowały się do swojej szatni. 
- Widzieliście jak Jack patrzył się na tą nową? Masakra! Na nikogo innego się tak nie patrzył jak na nią. - te słowa usłyszałam gdy weszłam do szatni. Nie czekając na nikogo, ani na nic przebrałam się i wyszłam z tam tond. 
- Lily! Poczekaj! - usłyszałam głos za sobą, przez co automatycznie się obróciłam. - Choć idziemy, teraz będziemy mieć godzinę wychowawczą, z naszą wychowawczynią ona jest najlepszym nauczycielem w tej szkole, każdy tak twierdzi. 


Siedziałam w ostatniej ławce, razem z Iggy gdy do klasy weszła nasza wychowawczyni, tylko wciąż nie wiem od czego ona jest bo Iggy jest straszna gaduła, zacznie jedno i go nie skończy, a już za chwilę zaczyna nowe zadnie. 
- Usiądźcie moi drodzy. - wszyscy jak w wojsku momentalnie usiedli na swoich miejscach i wpatrywali się w nauczycielkę jak obrazek. 
- Jak już wiecie, do naszej szkoły miała przybyć nowa uczennica. Poznajcie Liliannę Evans. - wszyscy spojrzeli na mnie przez co zrobiło mi się trochę niezręcznie. - Proszę, Jack oprowadź Liliannę po naszej szkole. - na te słowa popatrzyłam na Iggy, na nauczycielkę, a następnie na Jack'a. Wstałam ze swojego miejsca z lekkim westchnieniem w głosie i podeszłam do drzwi i czekałam za Jack'iem. 

- No więc jestem Jakc Blue, masz szczęście że nauczycielka dała ci takiego przewodnika jak ja, co prawda to prawda nie zwiedzisz tej całej szkoły w 45 minut. Jak już zauważyłaś jest duża i to bardzo tak, ale na przykład tak. - zaczął swoją gadaninę na co się tylko wsłuchiwałam. - W lewym skrzydle szkoły, znajdują się pierwsze klasy, nie patrz wieko jak tu jest w każdej są wymieszane osoby, ty możesz mieć 18 lat i jesteś w 3 klasie liceum, ja mam 20 i wiekowo jestem dobrze do tego dobrany. Ale taki już Hemmings nie. - już chciałam zadać pytanie na które mnie wyprzedził. - Nie pytaj lepiej kto to jest, nauczyciele się go nawet boją jak i jego przyjaciół, chodzą sobie do szkoły można rzecz ,że w kratkę. Żaden nauczyciel nic na nich nie powie bo zaraz mogliby dostać wpieprz od ich ludzi. - powiedział - Ale mniejsza o to, w centrum znajdują się kasy 2 i 3, oraz kilka klas jest w prawym skrzydle, ale tam rzadko jaki nauczyciel przebywa, więc jak byś chciała z kimś zaliczyć jakiś szybki numerek to tylko i wyłącznie w prawym skrzydle szkoły kantorek woźnego, nigdy tam nie przebywa, chyba że to konieczność, ale to zdarza się bardzo rzadko, uwierz mi. Mamy również boisko, na którym miałaś zaszczyt ćwiczyć, no i najlepsze miejsce dla uczniów.. stołówka. - otworzył drzwi które znajdowały się przed nami, przez co ukazała się nam duża sala wypełniona stolikami a dookoła nich znajdowały się krzesała. Całkiem, całkiem przytulne miejsce to jest. Nad oknami wisiały flagi każdego kraju, każdego państwa, zdziwiło mnie, że wisi tutaj Polska flaga mimo wonie uśmiechnęłam się na przypomnienie swojego kraju. Zadzwonił dzwonek, przez co każdy uczeń wybiegał wręcz z klasy, by usiąść na stołówce. 
- No więc, Lily jeśli oczywiście mogę tak na ciebie mówić. - poczekał na moją reakcję, przez co pokiwałam głową na tak. - Więc, to już jest koniec naszej wędrówki, i już raczej nie będziemy się widzieć.. a no przepraszam na lunchu, a tak po za tym to więcej razy nie. 
- Dlaczego nie? Przecież jesteśmy razem w klasie i razem mamy lekcje. - popatrzyłam na niego unosząc jedną brew w górę. 
- No niby tak, ale jesteśmy podzieleni na grupy więc wynika z tego, że nie będziemy na reszcie lekcji razem. - uśmiechnął się przyjaźnie - Oho, idzie banda debili. - spojrzeliśmy na grupkę chłopaków którzy szli w naszą stronę, jak ja się cieszę że jest tutaj masa przystojnych chłopaków. 
- Jack, choć trener nas po coś wzywa. - powiedział jeden i uśmiechnął się do mnie jak i cała reszta. 
- Dobra idę już. - powiedział do chłopaków. - Trzymaj się Lily, do lunchu! - pomachał mi poszedł ze swoimi jak można to wyczytać przyjaciółmi. 
- No więc teraz zostałam sama. - westchnęłam i szłam przed siebie, kiedy ktoś mocno mnie szarpną, odwróciłam się i dostrzegłam blond czuprynę. 
- Iggy! - powiedziałam dosyć głośno przez co kilkoro uczniów spojrzało się na nas i zaśmiałyśmy się. 
- Choć, teraz będziemy mieli biologie. - i udałyśmy się w stronę.. no właśnie nie znaną mi stronę. 

- Wyciągnijcie zeszyty i napiszcie temat. - powiedział nauczyciel wchodząc od razu do klasy. Znów siedziałam na końcu, ale sama tutaj były pojedyncze miejsca. Tylko podwójna ławka jeszcze była wolna pod oknem, ale pod żadnym pozorem nie można było tam siedzieć. 
,,Hmm.. ciekawe dlaczego?,, Musicie wiedzieć jedną rzecz, że ja jestem strasznie ciekawa. 
Nauczyciel podał nam temat lekcji, po czym zaczął dyktować notatkę do zeszytu, gdy drzwi od klasy się otworzyły a w nich stanął wysoki blondyn i dość wysoki brunet, choć nie tak wysoki co ten blondyn. Nikt nie spoglądał na nich po za mną, inny bali się na nich patrzeć jak by ich zaraz mieli zamordować, lub coś w tym stylu. 
- Panie Hemming i panie Hood, proszę usiąść na miejsce. - nauczyciel powiedział tylko to nie patrząc na nich i zaczął dalej dyktować notatkę. Byłam taka ciekawa, że nie wiem w którym momencie zajęli swoje miejsca. Siedzieli na wyciągnięcie mojej ręki, swoim ciekawskim wzrokiem spojrzałam na chłopaków siedzących obok mnie, przez co oni zrobili jakieś cwaniackie uśmieszki i zaczęli coś szperać w swoich telefonach. Brunet nazwany przez nauczyciela Hood o karnacji Azjaty miał na przed ramieniu i ramieniu tatuaż, natomiast blondyn nazwany Hemmings miał kolczyk we wardze i przecudowne dołeczki. 

Ugh! Lily pamiętaj co ci powiedział Jack na temat tego całego Hemmings'a! 

W końcu nadszedł czas na lunch. Znów zobaczę Jack'a. Nie żeby coś, ale z tego co mi mówiła Iggy, to powinnam się cieszyć że ze mną gada ,,Najlepsze ciacho w szkole,, Jak to ona nazwała. Niestety, albo stety lunch będę musiała zjeść sama, gdyż Iggy zwolniła się z lekcji, ponieważ się źle poczuła. Wzięłam tackę i nałożyłam sobie na nią sałatkę, wodę oraz jabłko. Zaczęłam szukać wolnego stolika, zauważyłam jeden oddalony od wszystkich stał.. można to nazwać w koncie, powędrowałam w jego stronę i gdy usiadłam na miejscu to wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć i gadać po cichu do siebie. 
,,ona o niczym nie wiem - jaka ona jest nie świadoma tego co teraz zrobiła itp,, Dostałam sms'a wyciągnęłam swój telefon i przeczytałam wiadomość którą dostałam od mamy. 

Od: Mama
- I jak tam córciu pierwszy dzień w twojej nowej szkole? 

Do: Mama 
- Muszę powiedzieć, że nie jest tak źle jak to sobie wszystko wyobrażałam. Mogę również powiedzieć że mam nową koleżankę. - wysłałam wiadomość i w tym momencie z orientowałam się kto siedzi przy stoliku. 
- Czy panienka aby nie pomyliła stolików? - koleś nieźle musi mieć w główce najebane, skoro ma włosy prawie w kolorach tęczy. 
- Mike, nie strasz nam nowego gościa. Miło gościć nową osobę naszej pojebanej szkoły w naszym gronie. - Dobra, ten miał głos jak dziecko 7 letnie, i również dołeczki. 

Czy każdy chłopak w tej szkole ma te pieprzone dołeczki prócz mnie?!

- Przepraszam, nie wiedziałam że to wasze miejsce. - już chciałam wstawać, lecz mi na to nie pozwolili. 
- Spokojnie. Nic ci nie zrobimy.. może.. No mniejsza o to, nie musisz się nas bać. - w momencie w którym usiadłam podszedł do nas Jack. 
- Nie macie się już kim zajmować? Zostawcie ją w spokoju. - powiedział - Choć Lily, to nie twoje towarzystwo. - zabrałam swoją tackę i poszłam za Jack'iem. Na całe szczęście miałam dobry widok na chłopaków, którym usiadłam na miejscu. 

Zapamiętać! Nie siadać przy oddalonych stolikach od reszty, bo możemy popełnić czasami pewien błąd, który jest potem ciężko odwrócić. 

Ostatnie lekcje nudziły mi się niemiłosiernie, chciałam być już jak najszybciej w domu. To jest dopiero początek roku szkolnego.. no dobra jakieś pół tora miesiąca nauki, no nawet nie, a co tu dopiero do wakacji? 
W tym momencie moim zbawicielem był dzwonek, aby jak najszybciej znaleźć w samochodzie a następnie w domu. 
Patrzyłam na zegarek i odliczałam ostatnie sekundy .. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden
DZWONEK! 
Spakowałam swoje rzeczy, po czym wyszłam ze szkoły, weszłam do samochodu i pojechałam do domu. 

W domu czekała już na mnie mama i tata z obiadem. 
- Jestem już! - powiedziałam z korytarza, zostawiając tam swoje buty. - Co tak ładnie pachnie? - zapytałam wchodząc do kuchni. Jak to w zwyczaju było, tata czytał coś w gazecie, mama biegała od garnka do garnka. Nie przeszkadzając nic w jej robocie poszłam do salonu, chciałam się uwalić na sofie i oglądać jakieś głupie seriale, ale moje oczy przykuły w jadalni więcej nakryć. 
- Mamo! Kto jeszcze będzie z nami na obiedzie? - krzyknęłam z salonu na co weszła do jadalni i zaczęła rozkładać jedzenie które przyrządziła. 
- Przyjdą goście. Przyjaciel taty z pracy, ze swoją żoną i córką. - Ooo... tata nigdy nic nie mówił o swoich przyjaciołach, przynajmniej przy mnie. Nie przejmując się niczym położyłam się na sofie i jak to mi mama powiedziała ,, poczekaj na nich w salonie,, 
no to tak też zrobiłam. Położyłam się i włączyłam sobie MTV Live HD leciała akurat piosenka ,,Anaconda - Nicki Minaj,, moje pierwsze spojrzenie jakie padło, padło na jej tyłek. Boże, ona sobie go znów powiększyła. Usłyszałam dzwonek, nie chciało mi się wstawać więc tatuś mnie wyręczył i poszedł za mnie otworzyć. 


Coś czuję że to będzie dłuuuugi obiad


- Iggy? - Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją. - Ja już myślałam że to będzie jakiś mały bachor z którym będę musiała się bawić, nie wiadomo ile. - zaśmiałam się razem z Iggy. Mama zaprosiła wszystkich do stołu. 


Mówiąc szczerze? Jak się tym nie otrujemy to będzie cud. 


Po naszym obiedzie poszliśmy do mojego pokoju i jeszcze długo, długo gadałyśmy. 
Opowiedziałam jej co wydarzyło się na lunchu, jak jakaś dziewczyna z naszej klasy zarobiła pozytywną ocenę, a druga nieodpowiednia. Śmiałyśmy się i opowiadałyśmy sobie wszystko co nam się przytrafiło w naszym cały do tej pory życiu. 
Iggy i jej rodzicie poszli od nas po 11 wieczorem, nie powiem byłam już strasznie zmęczona więc od razu poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic przebrałam się w piżamę. Nie czekając na nic położyłam się na łóżku i nie wiem kiedy odpłynęłam w krainę błogiego snu. 


_________________________________________________________________________________


Hejka miśki <3 
Łapajcie pierwszy rozdział naszego Terrible. 
Kolejny w przyszły wtorek będzie. :) 
Teraz wybaczcie, ale muszę iść się szykować
 do spania bo jetem strasznie zmęczona. 
Jeszcze swoje lekki wziąć >.< 
Masakra! ;cc  
No więc do następnego :))  





poniedziałek, 3 listopada 2014

卌 Prolog

- Dlaczego akurat do miejsce?! Czemu musi byc to Sydney?! -zapytałam oburzona, do końca roku szkolnego zostało jakieś niecałe 5 miesięcy.
Moi rodzice chcą sie wyprowadzić bo tam dostali lepszą prace. Nie oszukujmy sie tutaj po prostu mają wrogów i tyle. Oczywiście mają swoją firme bla bla bla.. nie kreci mnie to.
Niech sobie maja tą piepszoną firme, nigdy sie mna nie przejmowali..
Całe dzieciństwo miałam spieprzonę przez nich, bo co?!
Bo zachciało się zostać biznesmenem. 

Jedyną osobą którą tak kochałam nad życie, która miała wiecznie dla mnie czas mimo tego że pracowała była babcia..
Niestety zostawiła nas nie dawno..
Odeszła a mi z tego powody było strasznie źle. Strasznie, ale to strasznie ją kochałam bardziej jak rodziców. 

Pamietam jej ostatnie słowa które dla mnie powiedziała.
- Nie zważaj na to co ci powiedzą inni, słuchaj głosu serca ono zawsze ma racje.  

Tak tych słów nigdy nie zapomne.
Wciąż nie moge sie pogodzić, że moi rodzice chcą się wyprowadzić na drugi koniec ziemi.

________________________________________________
Prolog krótki, ale postaram sie nadrobic to rozdziałami ;))
Do nastepnego!