środa, 12 listopada 2014

卌 Chapter 2

Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI GDZIEŚ SĄ! 
NIBY POPRAWIAŁAM, ALE ZAWSZE GDZIEŚ SIĘ JESZCZE ZNAJDZIE!! 
_________________________________________________________________

Myślałam, że mój dzień zacznie się jak codziennie, ale niestety moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Ja codziennie, wstałam i ubrałam się, zrobiłam poranną toaletę itp. Nie czekając zaspana pomaszerowałam na dół z myślą, że moja kochana mama zrobiła mi śniadanie. Załamałabym się gdyby mi tego nie zrobiła. Moje śniadanko czekało na mnie, czyli moje kanapki ciepła herbata i liścik od rodziców. 


Lily:
Nie czekaj na nas z obiadem,
niestety nie będzie nas w domu do późna.
Obiad masz uszykowany, tylko sobie go odgrzej. 
Możesz zaprosić Iggy żebyś sama się nie nudziła. 

Mama xx

Jak by mnie adoptowali to pomyślałabym, że naprawdę muszą tak pracować i nie mają czasu na nic innego, ale tak nie jest!
Pracują ponad 24h i nigdy nie mają do mnie czasu.. Nawet wakacji razem nie spędziliśmy, byłam sama ze swoimi przyjaciółmi. Rodzice wtedy powiedzieli że jestem na tyle dorosła że mogę już sama podejmować decyzje, no więc tak po prostu wygnali nie z domu.. Uwieście że nie chcielibyście takich rodziców takich jak moich. 


- Liliana! - gdzieś tam w oddali usłyszałam swoje imię, automatycznie przekręciłam głowę do tyłu i zobaczyłam Iggy, machającą w moją stronę. Stała .. No właśnie nie wiem z kim. - Liliana choć! - krzyknęła znów, i uśmiechnęła się z oddali do mnie. Schodząc ze schodów upuściłam swój zeszyt, który spadł na nas dół, z głową która patrzyła teraz na schody zbiegłam po nic i gdy już chciałam pochylić się po swój zeszyt, on znalazł się pod moimi oczami. 
- Chyba coś upuściłaś. - zwrócił się do chłopak w zielonych włosach. 

Zaraz! To jest chyba ten koleś, co przypadkowo usiadłam na ich miejscu..  

- Dzi.. Dzięki - chłopak uśmiechnął się do mnie i podał mi moją własność, odwzajemniłam jego gest i szybkim tempie podeszłam do Iggy. 
- Hej Lily. - Przytuliła mnie na powitanie i uśmiechnęła się do mnie, również dostrzegłam Jack'a, który również przywitał się ze mną przytulasem. Stałam tak i patrzyłam na wszystkich jak ze sobą gadają, stałam pomiędzy Jack'iem a Iggy. 
- Jezus.. gdzie nasze maniery. - w końcu ktoś się do mnie odezwał. - Nie przedstawiliśmy ci naszych pozostałych znajomych. - Jack uśmiechnął się do mnie i zaczął. - No wiec tak,teraz w naszym gronie będą 2 Lily, no to po mojej lewej jest Lily, potem jest Mickey (czytaj Miki), kolejny to Ben, Josh, Nicki i Sam. - powiedział i uśmiechnął się. - A to jest nasza Polska Liliana. - wziął mnie za rękę i obrócił dookoła mojej osi. 
- Jack, ni kręć nią tak bo się jej jeszcze niedobrze zrobi. - powiedział z promiennym uśmiechem Mickey. 
- Ha ha, bardzo śmieszne. W odróżnieniu do ciebie ciulu to mnie wszystkie laski kochają, bo jestem tak przystojny. - pokazał nam się jako model, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nie powiem, że nie był przystojny, bo bym skłamała lecz jego koledzy byli niczego sobie. Wszyscy usłyszeliśmy dzwonek na co uszyliśmy do szkoły. 


- Witajcie moi drodzy. - powiedział nauczyciel od biologi. Znowu ostatnia ławka była wolna. ,,Czy oni naprawdę muszą się tak spóźniać?,, - Dobrze to teraz sprawdzimy obecność. - w tym momencie do klasy weszli roześmiani ci chłopacy jak oni tam mieli.. Hemmings i Hood. 
- Luke i Calum.. - spojrzeli w stronę nauczyciela i zmrozili go wzrokiem. - Proszę was usiądźcie już na miejsca. - To tak mają na imię! Luke i Calum.. Ale teraz który to który. Nauczyciel zaczął wyczytywać listę i w końcu wyczytał moje nazwisko i imię, przez co cała klasa spojrzała się na mnie włączając w to Luka i Caluma. 
- Jestem. - powiedziałam trochę cicho ale nauczyciel to usłyszał i jechał dalej z nazwiskami. Otworzyła zeszyt na ostatniej stronie i w tym momencie co chciałam coś zacząć rysować usłyszałam tylko to . 
- Evans do odpowiedzi. - no kuźwa nieźle! nic się nie uczyłam! będzie szmata.. wstałam z miejsca z cichym westchnieniem i podeszłam do tablicy. Usłyszałam śmiechy po niektóre osoby i czekałam aż nauczyciel napisze mi na tablicy to co miałam do rozwiązania. Jak to zobaczyłam pomyślałam sobie. 
- Czy oni tu już naprawdę nie mają lepszych zadań tylko takie jak dla 5-latka?!
Bez problemu je rozwiązałam, nie było aż tak źle. 
- Bardzo dobrze, tylko tutaj się pomyliłaś i jeszcze tutaj ale jest dobrze. - powiedział i napisał ocenę do dziennika. - 5- panno Evans, proszę usiąść. 
Te głupie uśmieszki, Hemmingsa i Hooda doprowadziły, że aż sama chciałam się uśmiechnąć. 

OPANUJ SIĘ KOBIETO! 

Kolejna do odpowiedzi poszła Iggy, dzisiaj cała lekcja pytania. Czyli ogólnie to same nudy będą. Otworzyłam swój zeszyt na końcu, chociaż to trochę było dziwne bo jak szłam do odpowiedzi był otwarty. Gdy zobaczyłam to co zostało tam napisane otworzyłam swoje usta w karpia. 
- What The Fuck?! - powiedziałam na głos i szybko zatkałam usta, nie wierzyłam że to powiedziałam. Cała klasa zaczęła się śmiać a najgłośniej dwójka obok mnie! 
- Evans, bo zaraz ta twoja ocena zmieni się na niedostateczną! Proszę trzymać takie słownictwo za zębami. - kiwnęłam głową i spojrzałam na Hooda i Hemmingsa! 
- Po jaką cholerę mi są potrzebne wasze numery?! - powiedział po cichu - Wy macie 5 lat czy co? Karniaki wstawiają tylko takie małe dzieci z przedszkola. - dodałam. 
- No wiesz Evans, nie zostawia się zeszytu otwartego. A szczególnie gdy my siedzimy przy tym. - powiedział triumfalnie zgaduje że to był Luke. 
- Dzięki. - popatrzyłam przez chwilę na nich i znów dostałam uwagę. 
- Liliano! Nie gadaj! 
- Ale ja nie gadam! To ci dawaj mnie zagadują! - pokazałam na nic a oni tylko się uśmiechnęli w stronę nauczycielki. 
- Evans, nie chcesz mnie wyprowadzić z równowagi.. - powiedział ze spokojem nauczyciel. - Jeszcze jedno słowo, a wylądujesz u dyrektora. 
- Ale.. - nie dokończyłam bo mi przerwano. 
- Powiedziałem. - spojrzał na mnie z pod tych swoich okularów. 
- No, no jesteś powalony jak paczka dropsów. - powiedziałam na tyle cicho, ale szmaciarz to usłyszał. 
- Liliano Evans! Proszę do dyrektora! Ale to biegiem. - spakowałam swoje rzeczy i mój nowy iphone wyleciał z kieszeni. 
- Fuck! - krzyknęłam i go podniosłam. - Proszę się nie martwić, już idę. - wzięłam torbę i gdy szłam w stronę drzwi, że za mną ktoś jeszcze idzie. 
- No nieźle. - powiedziałam gdy popatrzyłam kto idzie za mną. - A wy czego tu chcecie? Nie dość że przez was muszę iść do dyrektora, to nie była moja wina, to nacie czelność jeszcze iść ze mną?! - nic nie odpowiedzieli tylko prychnęli pod nosem i popatrzeli na mnie. 
- Kochaniutka, nie wiesz z kim zadzierasz. - blondyn złapał mnie i przywarł do szafek. - A więc teraz grzecznie idziesz z nami, chyba że chcesz iść to tego po pieprzonego dyrektora i dostać karę. - wysyczał przez zęby do mojego ucha. Próbowałam go odepchnąć, ale to tak czy tak nic mi nie dawało. 
- Słuchaj nie wiem kim jesteście, ty i twoi koledzy.. Ale nie chce mieć z wami żądnego do czynienia! Jesteście jacyś dziwni, chyba was bóg opuścił. - w tym momencie co to powiedziałam zabrzmiał dzwonek i wszyscy wychodzili z klas, patrzeli się na nas jak byśmy byli jakimś obiektem z muzeum. 
- Rozprawimy się z tobą jeszcze, kochanie.. - powiedział - I uwierz, żeby nikt się w ciebie nie zaczynał.. bo może źle z tym z kończyć! - i odeszli zostawiając mnie kompletnie oszołomioną. 
- Lily! Nic ci nie jest? - Moment po tym jak tam ci odeszli zjawił się zmartwiony Jack. - Lily? 
- Nie nic.. - powiedział i odeszłam z tego zbiorowiska. 



Siedzę teraz na matmie, i kobieta kompletnie się nami nie interesuje. Znów siedzimy w ostatniej ławce, tym razem potrójnej. Siedzę pomiędzy Iggy a Jakc'iem. W klasie znów znajdują się poprzednicy, przez których wylądowałam u dyrektora, lecz tym razem była czwórka. Przed nami również siedział Mickey i Ben. 
- Lily, powiesz nam w końcu co wydarzyło się na tej przerwie. - Jack, zaczął się o mnie troszczyć, jak nikt inny. - Jak coś ci zrobili, to przysięgam że zabije ich gołymi rękoma. 
- Blue.. ile razy jeszcze to powiesz? Mówię ci że nic się nie stało.. tak po prostu tylko rozmawialiśmy, nic po za tym. - ciągle tylko, 


Lily co się stało?! - Zrobili ci coś?! - Dobierali się do ciebie?! - Powiedz coś!



Te słowa cały czas siedziały w mojej głowie. Co chwile ktoś do mnie mówił o tym co zdarzyło się na korytarzu. 

- Jeszcze raz któreś z was powie o tym i ja was uduszę gołymi rękoma! - popatrzyli na mnie ze zdziwionymi minami i już się zamknęli. - Dziękuje, czy tak trudno było?. 
- Hej.. słuchajcie może po Angielskim pójdziemy na miasto, tak czy coś? - powiedział radośnie Mickey, czy ten człowiek kiedyś był smutny lub coś? - No bo tak czy siak mamy świetlice, chcecie siedzieć na nich? Pójdzie się do Starbucks na kawę.. No nie dajcie się prosić. 
- Ja jestem za tak. - poparłam go w sumie i tak nie miałabym co robić.. sooł. 
- Czyli mamy ustalone. -uśmiechnął się i akurat zadzwonił dzwonek. 



- Dobrze, słyszałam że mamy nowa koleżankę w klasie? Nie miałam okazji jej poznać. - Nauczycielka popatrzyła na mnie z miłym uśmiechem, była młoda.. ja wiem mogła mieć z 26 lat nie więcej. - Dowiedziałam się również, że pochodzisz z Polski. Opowiedz coś nam o sobie. - usiadła na krześle i czekała na mnie aż zacznę. 

- So, jestem Liliana Evans, pochodzę z Polski. Nie mam rodzeństwa, przeprowadziliśmy się z rodzicami tutaj do Sydney, bo mają swoją firmę.. i no.. - uśmiechnęłam się do niej na co odwzajemniła uśmiech i powiedziała. 
- Dobrze... to sobie dzisiaj popytamy.. pierwszy ktoś na ochotnika? - nikt - No dobrze to pan Michael Clifford, zapraszam. (okay) 
W sumie nie zdziwiłoby mnie to gdyby któryś ze starszych uczniów, przeleciał taką młodą nauczycielkę jak ona. Często gęsto zdarza się to w szkołach. Ale to mniejsza o to, w tym momencie Michael był na etapie podrywania naszej nauczycielki od angielskiego. Spojrzałam pytającym spojrzeniem na Mickey'a, ale ten tylko po kręcił głową i zaśmiał się cicho.
- O co z tym wszystkim chodzi? Co? - zapytałam chłopaka.
- Oj Lily, widać że jesteś nowa. - Uśmiechnął się i dodał - Widzisz, jak to nazwać.. Ta nauczycielka to tak jak gdyby jego dziewczyna. - Myślałam że ogłupieje..

Michale i starsza od niego nauczycielka.. razem? Ahaha.. jaka patologia.
- Okay, ale ty nie tak na serio? - Śmiać mi się chciało jak się o tym dowiedziałam.
- Nie no serio, który normalny człowiek odzywałby się do nauczyciela po imieniu? - no fakt, u nas tak nie można było.. zresztą jak w każdej normalnej szkole.

Miałam wielką ochotę na wzięcie dłuuuuugiej chłodnej kąpieli, jest prawie 40°C a jak by to nazwać..
Gangsa Hemmingsa jest ubrana na czarno, do czego słońce szybko łapie.
- Lily, jesteś samochodem czy pieszo? - przed mną stanął Jack i wyrwał mnie z moich myśli.
- Dzisiaj przyszłam pieszo, sooł.. ktoś musi mnie zabrać. - Założyłam na nos swoje czarne RayBan'y i czekałam.
- Oczywiście, że pojedziesz ze mną i Iggy. - Powiedział radośnie Jack
- No to na co czekamy? Jedźmy bo mam ochotę na mrożoną kawę.

- Okay, mam iść zamówić czy ktoś inny idzie? - Zapytałam sięgając portfel. - Tak myślałam - zaśmiałam się.
- Poczekaj idę z tobą. - Usłyszałam słowa Jack'a i poszliśmy razem.
- Lily, jest taka piękna. Nasza jedyna poleczka.. - okay, zaczął sobie nucić piosenkę o mnie.
- Jack, proszę cię. - Zachichotałam, czekaliśmy prawie że na końcu kolejki.
Straszny był dzisiaj tłok. 
- No co, muszę podziękować twoim mamie i twojemu tacie, że przywieźli nam takiego skarba. - Po tym musnął lekko mój policzek ,przez co one aż płonęły od moich rumieńców. W radiu usłyszałam moją ulubioną piosenkę ,,Part of me - Katy Perry,, zaczęłam ją nucić pod nosem, przez co wywołałam u Blue'a wielki uśmiech.
- Czego się tak śmiejesz? Siano widzisz czy konia widzisz? - zaśmiałam się przez co kilka osób z kolejki spojrzało się na nas.
- No opanuj się Jack, ludzie już na ciebie patrzą. - Powiedziałam poważnie jak tylko mogłam ale mi nie wychodziło to.

Po jakiś 15 minutach, może więcej nadeszła na nas kolej do kupowania.
- Dzień dobry, witamy w Starbucks co podać? - blond dziewczyna za kasą ewidentnie była zmęczona tym całym mówieniem, dzień dobry bla bla bla..
- No wiec po prosimy... - nie dokończyłam bo mi pan mądraliński przerwał.
- Kelly, po prostu weźmiemy to co zawsze, tylko teraz jedno więcej. - Dziewczyna która, jak się okazało ma na imię Kelly uśmiechnęła się promiennie do Jack'a i poszła robić nasze zamówienie.
- Ty ją znasz? - Zapytałam ze zdziwieniem.
- Przebywamy tutaj tak często, że wszyscy w tej kawiarni nas znają.
- Dobrze, czyli do waszej paczki dołączyła? - po patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem.
- Liliana.. po prostu Lily. - Uśmiechnęłam się do niej, dziewczyna zaczęła bazgrać coś na moim kubku i podała. Zapłaciłam za wszystkie kawy i poszliśmy w stronę naszego stolika.. oczywiscie kto siedział niedaleko nas? Nie kto inni jak oni...
- Ci też tutaj. - Powiedziałam cicho do Jack'a na co się zaśmiał.
- Przyzwyczaisz się. - no dla mnie do śmiechu nie było.. 


Po naszym udanym dniu, w kawiarni, w parku, w kinie postanowiłam już pójść do domu, w końcu jutro szkoła so.. 

Co chwile ktoś wydzwaniał do mnie. To stawało się gorsze niż jakieś dzieci bawiące się w ,, halo halo, tu policja.. itp. Nie odebrałam żadnego.. miałam nadzieję że się odczepi ten ktoś ode mnie, ale nie popuszczał. 
Mickey i Jack odprowadzili mnie pod sam dom, jestem im bardzo wdzięczna.. bo jak to oni powiedzieli. 

- Nie będziesz chodziła sama po nocach, nawet sama nie wiesz jakie w ciemnych zakamarkach czyhają niebezpieczeństwa 


Tsa.. wkręcać to i oni może umieją, ale nie dam się nabrać na ich głupie zabawy. 


- No nic chłopaki, dziękuje bardzo że odprowadziliście mnie aż pod sam dom. - zatrzymałam się pod furtką i uśmiechnęłam się lekko do nich. - Równie dobrze mogłam przyjść sama, to aż tak daleko nie było od kina. - dodałam. 
- Lily.. - zaczął Mickey. - Nie zaczynaj w ogóle tego tematu, proszę. - dodał i uśmiechnął się przelotnie w moją stronę. 
- Oh no.. mam już 19 lat.. chłopaki nie jestem 10 letnią dziewczynką. - powiedziałam - Ale dziękuje jeszcze raz. - ucałowałam ich policzki i wpisałam kod aby otworzyć furtkę, gdy weszłam na ganek dodałam. 
- Widzimy się jutro w szkole. - pomachał już chciałam od kluczyć drzwi, ale było otwarte. Byłam pewna na 100% że je zakluczyłam. 
- Dziwne.. - weszłam do środka, no niby nic nie zostało ruszone, ani skradzione, ale warto się upewnić. W tym momencie czułam się jak we horrorze, jeszcze tylko muzyczka wywołująca nieprzyjemny dreszczyk i gotowe. Poszłam do swojego pokoju i zobaczyłam tam liścik na moim biurku.. 

O cholera! Teraz to się naprawdę boję.. 


_________________________________________________________________



OD AUTORKI: 
Sooł, nie było wczoraj rozdziału
 bo nie miałam za bardzo weny. 
Więc jest dzisiaj, nie obraźcie się 
że wczoraj nie było błagam.. 
Teraz mam trochę nauki i
 nie wiem czy rozdziały będą co tydzień

DO NASTĘPNEGO KOCHANI ;**


Mam nadzieję że tak się uda.

9 komentarzy:

  1. *o* Jestem w niebo wzięta!!! <3
    Czekam na kolejny ;3 / nika6983

    OdpowiedzUsuń
  2. O FUCK!
    - No, no jesteś powalony jak paczka dropsów. - powiedziałam na tyle cicho, ale szmaciarz to usłyszał. - Jyzys! Mam z tego taką BK że nie wyrabiam! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. OŁ NOŁ!
    Ktoś się wkradł do jej domu..
    Jaka przykra sytuacja ;//
    A już pingwinek myślał że ktoś zgwałci ją w domu..
    No cóż trzeba czekać.
    CZEKAM NA NN <3

    OdpowiedzUsuń
  4. JOLO JOLO KOCHANA!!!
    <3
    Jesteś genialna w pisaniu, nie wiem czego sie tutaj czepić..
    Chyba niczego..
    Lecę spać. + świetny rozdział. ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne, bardzo mi się podoba! Jest ciekawie, z chęcią się czyta dalej :) A więc paczka Lilly się powiększyła :) Czekam na następny :)

    PS.
    http://zaprzysiezeni.blogspot.com/ <---1 rozdział, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń